Sytuacja na arenie międzynarodowej wskazuje, że zbrojenie się, czy też po prostu łożenie większych pieniędzy na swoje bezpieczeństwo – liczone sprzętem, jaki do dyspozycji ma armia – jest jednym z nielicznych wspólnych mianowników zdecydowanej większości polityków. Z pewnością idące w tym właśnie kierunku argumenty usłyszymy w kampanii wyborczej, która po wakacyjnym rozleniwieniu wkracza w decydującą fazę. Ale wyborcy mogą być wyjątkowo spokojni. Tym razem mogą zaufać tym wszystkim zapowiedziom. Ich fundament legislacyjny jest bowiem już gotowy
Przez Polskę już jakiś czas temu przeszła fala informacyjna, tłumacząca konieczność podniesienia poziomu finansowania naszej armii do magicznych 2 proc. PKB. Nawet dla niewtajemniczonych w rynkowo-gospodarczą nomenklaturę jedno z tej informacji wynika: ma być więcej pieniędzy dla wojska.
O ile jeszcze w nie tak dawnych czasach futbolowej miłości europejskiej na polskich i ukraińskich ziemiach bez problemu można było znaleźć przeciwnika takiej polityki, to dzisiaj – w perspektywie niekontrolowanego rozwoju sytuacji za naszą wschodnią granicą, ale też globalnie dosyć niespokojnych czasów – byłoby zadaniem co najmniej trudnym.
Dochodząc w 2016 roku do owych 2 proc. PKB (dzisiaj jest 1,95 proc.), raczej plasujemy się w elicie. I to zarówno w skali europejskiej, jak i światowej. Na Starym Kontynencie w ciągu dekady ma to ulec zmianie. Właśnie 10 lat – wedle ostatnich ustaleń NATO – mają kraje na przeznaczanie przynajmniej 2 proc. swojego PKB na wojsko.
Legislacyjne podwaliny oraz szczegółowe zadania dla każdego z autonomicznych elementów polskiego wojska już są. Co więcej: politycy snują miraże o ścisłej współpracy w tym względzie rodzimego świata nauki i przemysłu. Bo tak to się już zazwyczaj dzieje, że na zbrojeniu się, modernizowaniu swojej armii – co ważne: własnymi siłami – kraje po prostu się bogacą. Tak więc nie dziwmy się, słysząc zapowiedzi, jakoby większe wydatki na armię – przekładane na większe zamówienia na polskim rynku, jak ostatnio powtarzają przedstawiciele MON – miałyby być jednym z kolejnych kół zamachowych gospodarki znad Wisły.
Zanim jednak zaczniemy snuć plany, przyjrzyjmy się bliżej i zapowiadanym wydatkom, i szczegółowemu przeznaczeniu już konkretnych kwot. „Plan modernizacji technicznej Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej w latach 2013–2022” ujrzał światło dzienne w grudniu 2012 roku. Wtedy już bardziej konkretnie kreślono także plany dotyczące konsolidacji polskiego przemysłu zbrojeniowego.
Dzisiaj, rzecz jasna w barwach kampanii wyborczej, słyszymy, że całkowite wydatki na modernizację techniczną naszej armii mają wynieść ponad 137 mld zł. MON nic nie ukrywa. Na stronach www resortu bez problemu przeczytamy precyzyjny podział kwoty na lata i poszczególne jednostki. Dla niektórych obserwatorów zbytnia transparentność. Tak czy inaczej daje to sposobność przyjrzenia się naprawdę z bliska planowanej do 2022 roku modernizacji technicznej polskich sił zbrojnych.
Modernizację techniczną podzielono na 14 programów. Jednym z nich jest „Zwalczanie zagrożeń na morzu”. Wydatki w sumie 13,756 mld zł (drugie miejsce wśród wszystkich programów; liderem jest „System obrony powietrznej” – 26,411 mld zł). Najdroższym z kolei projektem w programie „Zwalczanie zagrożeń na morzu” jest podprogram Orka, zakładający dostarczenie trzech okrętów podwodnych o wyporności do 2000 ton – pierwszego do 2020 roku, drugiego do 2022 roku i trzeciego do 2025 roku. Jak informuje portal militarium.net: „Jednostki podwodne mają mieć napęd spalinowo-elektryczny z dodatkowymi ogniwami systemu Air Independent Propulsion (AIP) i powinny być uzbrojone w torpedy, miny oraz wyposażone w zaawansowane systemy wykrywania dowodzenia i kierowania walką”.
Oprócz podprogramu Orka jest jeszcze m.in.: Miecznik (okręty obrony wybrzeża), Ślązak (okręt patrolowy), Czapla (okręt patrolowy z funkcją zwalczania min), Delfin (okręt rozpoznawczy), Ostryga (system obrony sił morskich) czy Kijanka (bezzałogowy system zwalczania min).
Tyle z grubsza „w wodzie”. A co „w powietrzu”? Chociażby pozyskanie łącznie 70 sztuk śmigłowców, w tym 48 – śmigłowców wielozadaniowo-transportowych; 10 – śmigłowców poszukiwawczo-ratowniczych; 6 – śmigłowców ratownictwa morskiego; oraz 6 – śmigłowców ZOP (zwalczania okrętów podwodnych). Do tego zakupy samolotów szkolno-treningowych AJT (koszt do 2022 roku 1,454 mld zł); samolotów transportowych (do 2022 roku – 452,5 mln zł).
Tutaj wielu krytyków spotyka się pod jednym dachem i wskazuje na brak realnego podniesienia siły naszej powietrznej armii, której też przydałyby się lepsze osiągi liczbowe. 48 sztuk F-16, biorąc pod uwagę tylko nasze położenie geograficzne, to według niektórych fachowców zdecydowanie za mało.
Woda, powietrze, a co z ziemią? W tym przypadku worek jest chyba jednak najgłębszy. Czekają nas: modernizacja obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej, kontynuacja prac i wdrożenie systemu Tytan, rozwój systemów wsparcia dowodzenia C4ISR, dalsze zakupy kołowych transporterów opancerzonych Rosomak, pozyskanie nowych ciężarówek, modernizacja czołgów podstawowych Leopard 2A4, kolejne zakupy zestawów przeciwpancernych Spike. Lwią część wydatków na modernizację naszej armii lądowej pochłania najważniejszy komponent „Tarczy Polski”, czyli program obrony powietrznej średniego zasięgu „Wisła”.
W rozgrywce, nie tyle przetargowej co bardziej politycznej, wzięli udział Amerykanie, Francuzi, Szwedzi, a nawet rząd Izraela. Do finału ostatecznie dopuszczono dwóch graczy – amerykański koncern Raytheon, który zaoferował znany i powszechnie używany system Patriot, oraz konsorcjum Eurosam (francuskie firmy MBDA i Thales) z systemem SAMP/T. Zwyciężył system Patriot, co było w kuluarach przewidywane od dłuższego czasu.
Tutaj w pas kłania się kalendarz polityczny. Amerykański akcent naszej obrony miał pomóc w wyborach prezydenckich, ale nie tylko ten argument okazał się nieskuteczny. Ciekawe jest to, że oferta dotyczy sprzętu, którego tak naprawdę jeszcze nie ma. Polski wybór padł wszak na Patriot Next Generation (Nowa Generacja), który dopiero ma powstać. W przyszłości Patriot NG ma cechować się m.in. sieciocentrycznym systemem dowodzenia i kierowania (o otwartej architekturze, pozwalającej wykorzystywać dane np. z radarów innych baterii i systemów), posiadać radar dookólny i zwalczać cele w zakresie 360 stopni, mieć nowe oprogramowanie czy tańsze rakiety przeciwlotnicze. Czy tak będzie? Niektórzy mają wątpliwości.
Tomasz Szatkowski, prezes Narodowego Centrum Studiów Strategicznych, komentuje dla wp.pl: „Może to powodować pewne problemy, zarówno pod kątem kosztów zakupu, późniejszej eksploatacji, jak i czasu wdrożenia pełnej zdolności programu „Wisła”. Kłopot ten jednak dotyczyłby także innych oferentów. Rodzą się pytania, jak technicznie zostaną zrealizowane założenia tej modernizacji systemu Patriot oraz kto jeszcze będzie użytkownikiem tego nowego systemu oprócz Polski. Dopiero wtedy będzie można powiedzieć, jak rozłożą się koszty jego użytkowania, a musimy pamiętać, że są to jedne z kluczowych pozycji w całym cyklu życiowym takiego uzbrojenia”.
W szczegółach plan MON ma nieco więcej dziur lub co najmniej punktów niepewnych. Na tym jednak znają się fachowcy, grupa dziennikarzy i dosyć wąska grupa odbiorców zainteresowana tym tematem. Dlatego na „Plan modernizacji polskiej armii do 2022 roku” należy także spojrzeć socjologicznie.
Niestety, temat nie tylko naszego, ale europejskiego i światowego bezpieczeństwa na długo pozostanie w centrum zainteresowania. Czyli byle jak – ważne, żeby wydawać pieniądze na siły zbrojne? To zdecydowanie niedopuszczalne uproszczenie. Istotne jest jednak, że jest jakiś plan. Nie bez wad. Zgoda. Ale jest, a do tego jeszcze w wielu elementach już w fazie realizacji.
Pamiętajmy przy okazji, że modernizacja z pewnością nie jest prowadzona bez wspólnych analiz z innymi członkami NATO. I jeszcze jeden drobny fakt: transparentność MON na swojej stronie internetowej może irytować, ale czy naprawdę wierzymy, że będziemy znali los każdej złotówki wydanej na armię? W niektórych dziedzinach do pierwszego szeregu rozpycha się dobrze rozumiana tajność. To oczywistość.
Trudno sobie wyobrazić wieloletni plan na temat czegokolwiek, który nie znajdzie się pod obstrzałem krytyki. Nie inaczej jest z tym dotyczącym modernizacji technicznej polskich sił zbrojnych. Wyobraźmy sobie tylko falę krytyki, gdyby taki drogowskaz na lata był dopiero kreślony, gdyby dopiero były prowadzone nad nim prace legislacyjne. Wtedy stan naszego bezpieczeństwa byłby okrutnym instrumentem w argumentacji wyborczej. Dzisiaj temat spadnie na dalszy plan. Ale nie ze względu na miałkość. Po prostu wśród czołowych przedstawicieli polskiej sceny politycznej jest w tym względzie zgoda. I to chyba największy kapitał modernizacyjnych zapowiedzi, nawet jeżeli wymuszony sytuacją międzynarodową.
Michał Tabaka
Tagi: armia, F16, Ministerstwo Obrony Narodowej, modernizacja techniczna, MON, NATO, Orka, Patriot, PKB, plan modernizacji, przemysł obronny, Spike, Tarcza Polski, Wisła
Dodaj komentarz