Gdy byłem w wieku rozrodczym, polskie władze nie martwiły się niskim przyrostem naturalnym, a wprost odwrotnie. Największym problemem ekipy Edwarda Gierka było zapewnienie miejsc pracy dla powojennego wyżu demograficznego. Później także nowych obywateli przybywało systematycznie. Nawet w stanie wojennym zdołowani przez władzę obywatele nie nudzili się w łóżkach.
Po transformacji raptem Polaków zaczęło ubywać, chociaż długość życia rosła, a restrykcyjne przepisy antyaborcyjne powinny sprzyjać tzw. dzietności. Jest więc tak, że ludzie się bogacą, medycyna robi postępy, reklamy środków wzmacniających erekcję atakują nas ze wszystkich stron, a narodzin jest coraz mniej. Dlaczego tak się dzieje?
Wytłumaczenie może być jedno. Ludzie, którzy przeszli z gospodarki centralnie sterowanej do wolnorynkowej, zmądrzeli i zaczęli liczyć. Skoro wychowanie jednego dziecka od kołyski do samodzielności kosztuje ok. 300 tys. zł, warto się zastanowić, czy nie można by tych pieniędzy wydać lepiej, a przy okazji uniknąć kłopotów, związanych z wyprowadzeniem berbecia w świat. Przypomina się w tych rozważaniach opinia Antoniego Słonimskiego, że dzieci są zakałą ludzkości. Ja nie narzekam, że wychowałem dwoje dzieci i mam obecnie czworo wnucząt, bo fajnie się z nimi żyje. Rozumiem jednak tych, którzy chcą te pieniądze wydać inaczej.A nęcących ofert jest mnóstwo.
Główny Urząd Statystyczny opublikował niedawno prognozy na lata 2015 – 2035. Wynika z nich, że liczba zgonów dramatycznie przewyższy liczbę urodzin, a liczba osób w wieku produkcyjnym będzie stale malała. Wykres jest alarmujący. Zastępowalność pokoleń nie jest zapewniona. A będzie jeszcze gorzej.
Z nowych danych wynika, że od 2015 r. przyrost ludności będzie ujemny. Spadnie liczba osób w wieku produkcyjnym. A to może oznaczać załamanie systemu emerytalnego.Coraz mniejsza liczba pracujących osób będzie musiała wziąć na siebie obciążenia związane z wypłatą świadczeń rosnącej liczbie emerytów.Demografia będzie barierą rozwoju Polski
Współczesne problemy demograficzne to efekt ponad dwudziestu lat zaniedbań w tej sferze. – Bardzo trudno jest w krótkim czasie odwrócić pewne negatywne konsekwencje – powiedział dr Stanisław Kluza z Instytutu Statystyki i Demografii Szkoły Głównej Handlowej.
Jego zdaniem będzie to determinowało funkcjonowanie całej gospodarki. – Taka sytuacja oznacza – powiedział – że pokolenie dzieci urodzonych w ciągu ostatnich 15 lat jest o mniej więcej jedną trzecią mniej liczne od pokolenia swoich rodziców. Możliwości są dwie: albo będzie musiało się ponadprzeciętnie opodatkować na rzecz starszych pokoleń, żeby utrzymać je na emeryturze, albo dojdzie do pewnych zaburzeń w solidarności międzygeneracyjnej. Na poziomie makroekonomicznym oznacza to, że sytuacja demograficzna będzie jedną z głównych barier dla rozwoju gospodarczego Polski już za kilka czy kilkanaście lat.
Liczba ludności Polski zmniejszy się do roku 2060 o ponad 5 mln osób – twierdzi Komisja Europejska. – Zwiększy się przy tym odsetek osób po 65. roku życia. Seniorzy stanowić będą jedną trzecią mieszkańców Polski. Tylko nieco ponad połowa mieszkańców naszego kraju będzie zdolna do pracy.
Zmniejszająca się liczba obywateli to problem nie tylko dla władz centralnych, ale także dla samorządów. Wraz z ubytkiem mieszkańców zmniejszy się baza podatkowa władz lokalnych. Będzie brakować nie tylko pieniędzy na nowe inwestycje, ale także na utrzymanie już powstałych. Może zabraknąć środków na finansowanie usług publicznych i na pensje dla nauczycieli. Mogą zgasnąć latarnie uliczne, bo zabraknie pieniędzy na energię elektryczną. Ludzie z takich terenów będą uciekać w poszukiwaniu lepszych warunków życia. Czy można temu zapobiec? Można, ale łatwo nie będzie.
Aby przybywało nam obywateli, konieczne jest zapewnienie rodzinom stabilizacji finansowej. A tego nie uda się uzyskać bez pracy. Bezrobocie w Polsce, co prawda, maleje i już spadło poniżej 10 proc., ale są jeszcze regiony, gdzie o porządnym zatrudnieniu można tylko pomarzyć. Samorządy mają wpływ na przyciąganie inwestorów, ale nie zawsze sobie z tym radzą, choćby z powodu braku pieniędzy na przygotowanie terenów pod działalność gospodarczą.
Szanse w tym zakresie stwarza nowa perspektywa unijna, czyli rozdysponowanie środków pomocowych na lata 2014-20. Samorządy wojewódzkie zamierzają przeznaczyć z nowej puli 10,5 mld euro na rozwój przedsiębiorczości. Małgorzata Lelińska, ekspertka Konfederacji Lewiatan zwraca uwagę, że samorządy muszą stawiać na bardzo ambitne pomysły, które będą miały szansę pchnąć gospodarkę regionu do przodu.
– Nie ma problemów z projektami, dotyczącymi rynku pracy – twierdzi Tomasz Piątek, właściciel firmy konsultingowej z Krakowa. – Widać, że jest parcie, by walka z bezrobociem ruszyła jak najszybciej.
Ciągle jednak przyznawanie funduszy na różne biznesowe przedsięwzięcia ślimaczy się niepokojąco. Firmy mogą myśleć o inwestowaniu dopiero w przyszłym roku i wcale nie będzie to styczeń.
Samorządy muszą natomiast wypracować oferty dla inwestorów oraz przygotować tereny do działalności firm. Najlepiej robić to przy współpracy z potencjalnym inwestorem, gdy pozna się jego potrzeby. Wówczas teren będzie lepiej odpowiadał wymaganiom przedsiębiorcy.
Ważna jest też odpowiednia obsługa potencjalnego inwestora. Nie powinien on mieć problemu, żeby trafić do kompetentnych pracowników urzędu. Centra obsługi inwestora to w naszych samorządach już norma.
Jeżeli jednak niechęć do przedsiębiorców znów stanie się normą w naszej polityce, to ani z inwestycjami, ani z rozwiązywaniem problemów demograficznych do przodu nie pójdziemy.
Czesław Rychlewski
Tagi: Czesław Rychlewski, GUS, prognozy demograficzne
Dodaj komentarz