O sytuacji w przemyśle obronnym za czasów rządów PO-PSL oraz aktualnej polityce obronnej, tworzonej przez PiS, opowiada gen. dyw. w st. spoczynku Leon Komornicki, minister ds. przemysłu obronnego w gospodarczym gabinecie cieni BCC i były z-ca szefa Sztabu Generalnego
Zaangażował się pan w prace gabinetu cieni BCC jako sobowtór ministra obrony narodowej. Z niezgody na to, co się dzieje w wojsku?
Zacznijmy od tego, że gabinet cieni BCC powstał w 2012 r. po to, żeby oceniać prace rządów, ale nie z punktu wodzenia zwykłego krytykanctwa, lecz merytorycznie, na podstawie przepisów, ustaw i rozporządzeń. Zbieramy się raz na kwartał, przygotowujemy nasze raporty oceniające poczynania poszczególnych ministrów i rządu. W raportach tych zawarte są także nasze rekomendacje i zalecenia. Każdemu z rządów dawaliśmy około półroczną karencję i staraliśmy się nie oceniać personalnie ministrów, ale ich dokonania. Każda z naszych funkcji w gospodarczym gabinecie cieni BCC jest funkcją społeczną. Z racji mojego doświadczenia odpowiadam za ocenę działań rządu w obszarze polskiego przemysłu obronnego i za sprawy obronne.
Wchodzi pan w „buty” jednego z najbardziej kontrowersyjnych ministrów – Antoniego Macierewicza. Gdyby miał pan go zastąpić po kolejnych wyborach, w jakim stanie zastałby pan Wojsko Polskie?
Nie aspirujemy do roli ministrów, nie wchodzimy w niczyje buty. Każdy minister ma przecież coś więcej niż tylko zajmowane stanowisko. Zarządza konkretnym urzędem, wieloma ludźmi, ma do dyspozycji specjalistów i odpowiada za powierzony mu obszar funkcjonowania państwa. My w gabinecie cieni BCC jesteśmy sami ze sobą i ze swoim doświadczeniem. Badamy i oceniamy istotne dla gospodarki państwa problemy. Zależy nam na eliminowaniu wszystkich nieracjonalnych barier, które występują w życiu gospodarczym. Są to często przeszkody niewymagające nakładów, ale ich konsekwencje hamują rozwój kraju i godzą w jego bezpieczeństwo. Staramy się zarówno sugerować pewne rozwiązania na etapie powstawania ustaw i rozporządzeń, jak i udoskonalać istniejące akty prawne. Jestem pewien, że po kolejnych wyborach stan Wojska Polskiego będzie zdecydowanie lepszy niż ten, który zastał minister Antoni Macierewicz po rządach PO-PSL.
Przyzna pan generał, że jednak gabinet cieni kojarzy się z alternatywą wobec rządu.
Tak, ale my tworzymy gabinet gospodarczy, nie polityczny. Nie reprezentujemy też żadnej partii politycznej. Nie jesteśmy też w opozycji do partii rządzącej. Faktem jest, że z naszego gabinetu wywodzi się kilku polityków aktualnie piastujących wysokie stanowiska w rządzie Prawa i Sprawiedliwości. Minister Jerzy Kwieciński, odpowiadający u nas kiedyś za rozwój gospodarczy, dziś jest sekretarzem stanu u premiera Mateusza Morawieckiego, a Krzysztof Szubert sekretarzem stanu w ministerstwie cyfryzacji. Te powołania na stanowiska w rządzie są dowodem nie tylko wysokich kwalifikacji naszych kolegów, ale także świadectwem wysokiego poziomu merytorycznego gabinetu gospodarczego cieni BCC.
Czy z tego pięcioletniego okresu pamięta pan wpływ raportu gospodarczego gabinetu cieni na pracę Ministerstwa Obrony Narodowej?
Poprzednicy obecnej ekipy – politycy z Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego tak chętnie nie zaglądali do naszych raportów. Być może grzęzły one gdzieś w sekretariatach urzędu Rady Ministrów i nie docierały przed oblicze pana premiera Tuska czy też pani premier Kopacz oraz poszczególnych ministrów tamtych rządów. Nie naszą rolą było sprawdzanie, czy są one czytane. Ponadto staraliśmy się organizować nasze konferencje czy też braliśmy udział jako paneliści w dyskusjach, np. podczas Kongresu Gospodarczego w Katowicach czy też podczas Forum Gospodarczego w Krynicy, gdzie nie raz w sposób zdecydowany wyrażałem swoje zdanie o zjawiskach szkodliwych dla polskiego przemysłu obronnego i bezpieczeństwa państwa. Nasz głos był słyszalny, ale niekoniecznie uwidaczniał się w decyzjach ówczesnego MON.
Z czego mogło to wynikać?
Z braku pokory i arogancji… Wielu ministrów i sekretarzy stanu uważało, że nie muszą brać pod uwagę głosu ekspertów, a nasz gabinet właśnie taką funkcję spełnia. Mimo wszystko staraliśmy się systematycznie i systemowo wysyłać swoje analizy nie tylko do ministrów, ale także kierowaliśmy je do gabinetu prezydenta RP. Tylko niektóre nasze propozycje zostały wzięte pod uwagę. Gdyby z większą pokorą wsłuchiwano się w nasz głos, to nie mielibyśmy tego, z czym borykaliśmy się w naszej gospodarce, a co z kolei osłabiało nasze państwo i jego bezpieczeństwo.
W obszarze obronności przyjęto wadliwą strategię, która była wynikiem niewłaściwej oceny militarnych zagrożeń ze strony Rosji. Uważano, że Rosja nam nie zagraża i wystarczającym dla bezpieczeństwa jest nasze członkostwo w NATO. Zaniedbano obronę narodową. Ta wadliwa strategia negatywnie odbiła się na potencjale obronnym państwa, w którym udział mają wojska polskie i polski przemysł obronny. Na domiar złego, polski przemysł obronny, jako istotny element gospodarki narodowej, był traktowany jak niechciane dziecko, bowiem zarządzano nim decentralistycznie, przez kilka resortów. Z jednej strony przez Ministerstwo Obrony Narodowej, które dokonywało w nim zakupów techniki wojskowej i uzbrojenia, z drugiej zaś strony na ten przemysł miało wpływ Ministerstwo Skarbu Państwa, które powoływało rady nadzorcze w spółkach państwowych tego przemysłu. Zarządy zaś tych spółek powoływane były przez Ministerstwo Gospodarki. W tym też ministerstwie powstawały programy konsolidacji, rozwoju i wsparcia polskiego przemysłu obronnego. Powyższe rozwiązanie zastosowane w kierowaniu tak ważnym sektorem gospodarki było sprzeczne z podstawowymi zasadami sztuki zarządzania i tym samym nieefektywne.
Jaki to miało wpływ na przemysł obronny?
To powodowało, że polski przemysł obronny przez 25 lat nie mógł wyjść „na prostą” i stać się konkurencyjnym wobec zachodnich koncernów zbrojeniowych. Źle wyglądała także współpraca Wojska Polskiego z polskim przemysłem obronnym i na odwrót. Pomiędzy tymi dwoma istotnymi komponentami potencjału obronnego państwa, w imię zwalczania korupcji, Decyzją nr 125 MON zabroniono przedstawicielom wojska i przemysłu wzajemnych kontaktów, tym samym stworzono „biurokratyczny mur” skutecznie paraliżujący współpracę SZ RP z polskim przemysłem obronnym. Było to rozwiązanie niezmiernie szkodliwe dla polskiego przemysłu obronnego i niespotykane w żadnym państwie będącym członkiem NATO.
Ten stan rzeczy z chwilą przyjęcia władzy przez PiS uległ zdecydowanej poprawie, bowiem państwowy przemysł obronny przeszedł w podporządkowanie ministrowi obrony narodowej. I tym samym współpraca pomiędzy wojskiem a tym przemysłem ma dzisiaj naturalny i efektywny wymiar. Przykładem tej efektywności jest 100-proc. wykorzystanie budżetu MON przeznaczonego na realizację zakupów techniki wojskowej i uzbrojenia wynikających z planu technicznej modernizacji SZ RP.
Jak widziałby pan współpracę pomiędzy wojskiem a przemysłem obronnym?
Wojskowi powinni współpracować z przemysłem obronnym poprzez uczestnictwo w programach badawczo-rozwojowych, a także poprzez wspólne opracowanie programów technicznej modernizacji Sił Zbrojnych RP i promowanie za granicą techniki wojskowej i uzbrojenia produkowanego w naszym przemyśle. Generałowie Wojska Polskiego powinni być propaństwowcami i myśleć nie tylko o dobru sił zbrojnych, ale także o potrzebie wspierania rozwoju państwowego przemysłu obronnego i polskiej gospodarki. Ścisła współpraca między kierowniczą kadrą Wojska Polskiego a polskim przemysłem obronnym powinna być świętą i niepodważalną zasadą. Mam nadzieję, że nigdy więcej nie wróci myślenie, które było sformułowane w Decyzji MON nr 125 z czasów rządów PO-PSL, o której już wspomniałem.
Ponadto niedopuszczalna powinna być praktyka przyjmowania w ramach darowizn bez umowy przemysłowej uzbrojenia i techniki wojskowej z innych armii na wyposażenie Wojska Polskiego. Przykładem takiego postępowania było przyjęcie z wyposażenia Bundeswehry czołgów Leopard. To spowodowało, że w dalszym ciągu producent tych czołgów sprawował nad nimi technologiczny i remontowy nadzór. Bez wiedzy i udziału producenta nie można było tych czołgów naprawiać, remontować i modernizować. W polskim przemyśle obronnym nie uruchomiono produkcji najbardziej potrzebnych części zamiennych do tego czołgu. Oddziały 11 DKPanc. zostały całkowicie uzależnione od zaplecza remontowo-obsługowego niemieckiego przemysłu obronnego i od dostaw amunicji do tego czołgu produkowanej w tym przemyśle. Tym samym dywizja ta utraciła swoją „suwerenność”. Należy także zauważyć, że Leopard jest czołgiem ciężkim, ważącym ponad 64 tony. Jego wykorzystanie w operacji obronnej na obszarze naszego kraju jest poważnie ograniczone, ponieważ nie jest odpowiednio przygotowana do użycia tego czołgu infrastruktura drogowo-mostowa i kolejowa.
Czyli pana zdaniem jest lepiej?
Zaskoczę panią. Jest lepiej. Z chwilą podporządkowania polskiego przemysłu obronnego ministrowi obrony narodowej nastąpiła normalizacja współpracy miedzy wojskiem a tym przemysłem. Obowiązuje tu zasada, że procedury tej współpracy mają służyć dobru wojska i przemysłu, a nie wojsko i przemysł ma służyć procedurom. Ta ostatnia zasada obowiązywała za poprzednich ministrów obrony narodowej i była sformułowana we wspomnianej już Decyzji nr 125. Dzisiaj ta decyzja jest nieważna i nie obowiązuje. Polski przemysł obronny już w ubiegłym roku otrzymał zamówienia z wojska i podpisał kontrakty na ich realizację w tym roku. Zdarzyło się to po raz pierwszy od 20 lat.
Poprzednio takie zamówienia i kontrakty podpisywane były dopiero w pierwszej połowie roku, w którym miały być realizowane. Budżet MON przeznaczony na zakup techniki wojskowej i uzbrojenia w danym roku nie był wykorzystany, a przemysł przystępował do realizacji zamówień w drugiej połowie roku ich wykonania.
Dzisiaj minister obrony narodowej podjął bardzo istotną decyzję o 30- proc. zaliczkowaniu tych zamówień. Istotny jest także fakt, że coraz większe znaczenie nabiera współpraca polskiego przemysłu obronnego z przemysłem zbrojeniowym Stanów Zjednoczonych. Wzmacnia to w sposób istotny nasze relacje ze strategicznym sojusznikiem, który m.in. w wyniku skutecznych negocjacji ministra Bartosza Kownackiego sprzedał nam, jako jedynemu krajowi, 70 rakiet dalekiego zasięgu JASSM-ER do samolotów F16, celujących na ponad 900 km, najnowszej generacji powietrze-ziemia.
Niezmiernie ważne i celne są wnioski, które zostały sformułowane w wyniku strategicznego przeglądu obronnego, dokonanego przez zespół wiceministra obrony narodowej Tomasza Szatkowskiego, których część jawna została nie tak dawno opublikowana. Wskazują one w sposób jednoznaczny na potrzebę nie tylko jakościowego, ale ilościowego zwiększenia potencjału SZ RP, aby w ciągu 12 lat uzyskały one zdolność do samodzielnej obrony granic przed agresją z zewnątrz. Dlatego priorytetem ma być taka rozbudowa armii, by miała realne zdolności odstraszania potencjalnego agresora. Celem ma być przede wszystkim stworzenie warunków do mobilizacji i skutecznej kolektywnej operacji obronnej, a nie uzyskanie zdolności do użycia siły poza granicami kraju. Zapowiedziano podwojenie liczebności armii do ponad 200 tys. żołnierzy w ciągu 8 lat. Aby było to możliwe, planuje się także zwiększenie finansowania wojska. Do 2030 roku wskaźnik wydatków na obronność ma zostać podniesiony do poziomu 2,5 proc. PKB rocznie. Dzięki temu Wojsko Polskie ma stać się w ciągu 15 lat jedną z najnowocześniejszych i najliczniejszych armii w Europie. Zreformowany ma zostać system zakupów sprzętu i uzbrojenia. Do 2018 roku ma być zmieniony dotychczasowy system dowodzenia SZ RP.
Z utworzeniem Obrony Terytorialnej również pan generał się zgadza?
O powołanie Wojsk Obrony Terytorialnej apelowałem wielokrotnie w swoich wystąpieniach na różnego rodzaju konferencjach i naradach. Czyniłem to ciągle od 1991 roku. W 1993 roku, kiedy byłem zastępcą szefa Sztabu Generalnego rozpoczęto proces ich formowania. Po 1998 roku proces ten zatrzymano, a w 2008 roku ten rodzaj wojsk rozformowano. Polska, będąc wschodnią flanką NATO, na styku z potencjalnym agresorem, powinna posiadać SZ RP składające się z dwóch komponentów, wojsk operacyjnych i wojsk obrony terytorialnej. Potencjał wojsk obrony terytorialnej powinien mieć charakter odstraszający, zniechęcający potencjalnego wroga do rozpoczęcia agresji. Wojska te także powinny być źródłem i sposobem zasilania rezerw osobowych SZ RP. Natomiast wojska operacyjne na obszarze kraju mają być wykorzystane na istotnych kierunkach uderzeń potencjalnego agresora i do realizacji zadań o charakterze manewrowo-uderzeniowym.
Czy obecny potencjał Sił Zbrojnych RP jest wystarczający, aby zapewnić skuteczną obronę naszego terytorium na wypadek wojny?
Obecny potencjał SZ RP nie gwarantuje skutecznej obrony naszego terytorium, gdyby wojna wybuchła w najbliższym czasie. Program tzw. restrukturyzacji Sił Zbrojnych Wojska Polskiego prowadzony na przestrzeni ostatnich 15 lat w istocie był programem nieprzemyślanej likwidacji potencjału obronnego, który doprowadził do tego, że na tzw. ścianie wschodniej, na przestrzeni od Suwałk do Przemyśla, i na głębokość do 200 km od wschodniej granicy do Wisły powstała „dziura strategiczna”. W tej przestrzeni, najistotniejszej dla obrony państwa, nie posiadamy dzisiaj ani jednej dywizji wojsk operacyjnych. Ze wschodu przed Warszawą znajduje się tylko jedna Brygada Zmechanizowana. W 2010 roku na tym kierunku rozformowana została 1. Dywizja Zmechanizowana. Ta decyzja była wyjątkowo nieodpowiedzialna i szkodząca bezpieczeństwu państwa. W tej sytuacji decyzja obecnego ministra obrony narodowej o powołaniu w pierwszej kolejności 3 brygad obrony terytorialnej na ścianie wschodniej wychodzi naprzeciw potrzebom wzmocnienia potencjału obronnego na tej przestrzeni. Ponadto ważnym wzmocnieniem tego potencjału w tym obszarze jest obecność wojsk armii USA i batalionowej grupy bojowej NATO, utworzonej w tym rejonie w czerwcu br. na podstawie decyzji szczytu Sojuszu w lipcu ubiegłego roku. Potencjał ten w tym rejonie stanowi siły odstraszania NATO. Stan naszego bezpieczeństwa ulega zdecydowanej poprawie.
Ale nikt o tym, że jesteśmy w NATO nigdy nie zapomniał…
Tak, lecz w planowaniu obronnym przyjęto zasadę obowiązującą kiedyś w Układzie Warszawskim. Popełniono błąd. Oczekiwano na rekomendację i zalecenia do tego planowania od kierownictwa NATO, zamiast w pierwszej kolejności opracować plan obrony narodowej, określić potrzeby i oczekiwania wobec Sojuszu, by ten plan skutecznie zrealizować. Takie bowiem w planowaniu obronnym obowiązują zasady w NATO. Do takiego też podejścia zobowiązuje nas Art. 3 Traktatu Waszyngtońskiego, który mówi o tym, że państwo będące członkiem NATO zobowiązane jest do budowy silnego własnego potencjału obronnego. Aby Polska, będąca flanką NATO to zobowiązanie skutecznie mogła zrealizować, jej SZ RP muszą składać się z dwóch komponentów tj. z wojsk operacyjnych i wojsk obrony terytorialnej, a program ich technicznej modernizacji powinien być realizowany głównie w oparciu o polski przemysł obronny.
Czy w dalszym ciągu grozi nam wojna? Zarysowuje pan wyraźnie zagrożenie ze wschodu.
Był moment strategicznej pauzy – przez 25 lat. Myśmy go przespali, a Rosja go wykorzystała na uporządkowanie swoich szyków po rozpadzie ZSRR i aby uzależnić Zachód od dostaw swoich surowców, głównie gazu i ropy, a uzyskane pieniądze z ich sprzedaży przeznaczyć na odbudowę i modernizację armii. Rosja nigdy ze swojej imperialnej polityki nie zrezygnowała. Dowodami tego są doktryna, w której NATO określone jest jako potencjalny wróg Rosji, agresja tego państwa w 2008 r. na Gruzję i w 2013 r. na Ukrainę w aneksji Krymu oraz systematyczne wzmacnianie potencjału ofensywnego armii rosyjskiej w Obwodzie Kaliningradzkim oraz zachodnim okręgu wojskowym. Tych faktów nie można lekceważyć i trzeba podejmować adekwatne decyzje, aby przeciwstawić się ewentualnej agresji, której na obecnym etapie nie można wykluczyć.
Obecne kierownictwo Ministerstwa Obrony Narodowej podejmuje odpowiednie do tej sytuacji decyzje i realizuje wynikające z nich przedsięwzięcia związane z przygotowaniem obronnym państwa, aby nie dopuścić do tej agresji.
Realizacja programu modernizacji technicznej SZ RP w oparciu o nasz przemysł obronny powinna z jednej strony pozwalać pozyskiwać wojsku sprzęt i uzbrojenie najnowszej generacji i sprzyjać rozwojowi, konkurencyjności naszego przemysłu obronnego, z drugiej zaś strony dokonywać transferu najnowszych technologii wojskowych na produkcje cywilną i tym samym sprzyjać rozwojowi gospodarczemu państwa. Wojsko i przemysł obronny nie są bowiem same dla siebie.
Co pan przez to rozumie?
Na utrzymanie SZ RP wydawane są gigantyczne pieniądze podatnika. To są zobowiązania, które trzeba spłacić nie tylko zdolnością do obrony granic, ale również poprzez, jak wcześniej wspomniałem, transfer technologii wojskowej na produkcje cywilną. Technologie wojskowe powinny stanowić koło zamachowe rozwoju gospodarki państwa. Tak to jest w zachodnich państwach. W przemyśle obronnym tych państw produkcja cywilna stanowi od 60 do 70 procent całej produkcji. W naszym państwowym przemyśle obronnym produkcja cywilna jest szczątkowa i wynosi od 1 do 3 procent. Zdecydowanie to lepiej wygląda w prywatnych firmach zbrojeniowych, np. w WBE, Teldacie.
Pozytywnymi zjawiskami w tym zakresie są decyzje obecnego ministra obrony narodowej o przejęciu w podporządkowanie Polskiej Grupy Zbrojeniowej zakładów cywilnych Jelcz, Sanos i Exatel. Transfer technologii wojskowej na produkcję cywilną powinien stać się normą w każdym zakładzie polskiego przemysłu obronnego. Nakłady na badania są bardzo kosztowne, a produkcja techniki wojskowej i uzbrojenia ma charakter „krótkich serii”. Transferem technologii wojskowej na produkcję cywilną należy rekompensować inwestycje w badania i rozwój techniki wojskowej i tym samym uzyskiwać większą rentowność i konkurencyjność przedsiębiorstw. Tak więc państwowe firmy zbrojeniowe na tym polu mają wiele do zrobienia.
Rozmawiała Agnieszka Jadczak
Tagi: Antoni Macierewicz, Leon Komornicki, Ministerstwo Obrony Narodowej, MON, przemysł obronnyDo tej beczki miodu naleźałoby wrzucić kilka łyżek dziegciu, bowiem nie jest wszędzie dobrze.Tego nie można pozostawiać bez uwag.
Dodaj komentarz