Według najnowszych danych Urzędu Patentowego RP w roku 2016 liczba wynalazków i wzorów użytkowych, zgłoszonych do opatentowania, rosła z każdym kwartałem. W pierwszym było to nieco ponad 3,7 tys., w ostatnim już 4,5 tys.
Podobnie jest ze zgłoszeniami w Europejskim Urzędzie Patentowym (EPO). Najnowszych danych jeszcze nie ma, ale w roku 2015 liczba polskich zgłoszeń wzrosła o 17,8 proc. Był to wynik najwyższy w Unii, znacznie przekraczający średnią na tym obszarze.
Polskie ośrodki badawcze i przedsiębiorstwa złożyły do EPO 568 zgłoszeń patentowych – najwięcej od dziesięciu lat. Politechnika Gdańska ma w tej rywalizacji pierwsze miejsce (23 proc.). Drugie zajęła Akademia Górniczo-Hutnicza (22), a trzecie – International Tobacco Machinery (14). Dwie inne uczelnie wyższe zajmują odpowiednio miejsca piąte i szóste: Politechnika Łódzka (11) i Politechnika Poznańska (10). Na ósmym miejscu znajduje się Uniwersytet Szczeciński, a zatem w pierwszej dziesiątce wnioskodawców z Polski jest aż pięć ośrodków akademickich, co oznacza, że to one w największym stopniu przyczyniają się do rozwoju polskiej wynalazczości.
Najwięcej wynalazków do Urzędu Patentowego RP napłynęło w ubiegłym roku z województwa mazowieckiego (19,2 proc.). Na wynik zapracowała przede wszystkim Warszawa, gdzie jest najwięcej uczelni, instytutów naukowo-badawczych i firm, zainteresowanych innowacyjnością. Kolejne miejsca przypadły województwom – śląskiemu i wielkopolskiemu.
Najwięcej zgłoszeń (52,9 proc.) pochodzi z sektora gospodarki. Na drugim miejscu są instytuty badawcze. Na trzecim osoby fizyczne. Ta ostatnia informacja dowodzi, że duch wśród wynalazców, pracujących na własną rękę, nie ginie. Chęć dokonania wynalazku jest silniejsza niż obawy przed koniecznością pokonania toru przeszkód.
Przykładem niezrozumiałych komplikacji we wdrażaniu wynalazku jest wymyślona i stworzona w Polsce sztuczna kość, opracowana przez zespół prof. Grażyny Ginalskiej. Zdobywa ona nagrody na całym świecie, ale na rynku krajowym i zagranicznym nie może się pojawić.
– Nie możemy wprowadzić produktu na rynek, ponieważ musi on przejść proces certyfikacji. Wiąże się to z koniecznością przeprowadzenia od kilkudziesięciu do kilkuset zabiegów na ludziach. Każdy z nich to koszt w granicach kilku tysięcy złotych. W pesymistycznym wariancie samo zdobycie wszystkich dokumentów może więc pochłonąć miliony złotych – powiedział INN Poland Maciej Maniecki, prezes Medical Inventi, firmy, która podjęła się skomercjalizowania wynalazku. Widać więc, że polscy wynalazcy muszą iść sami drogą przez mękę. Brak jest ciągle systemu ich wspierania i przeznaczonych na to pieniędzy.
(RYCH)
Tagi: EPO, Urząd Patentowy, wynalazki
Dodaj komentarz