Przed czterdziestu laty Tadeusz Chyła śpiewał piosenkę o „cysorzu”. Brzmiało to tak: „Cysorz to ma klawe życie oraz wyżywienie klawe! Przede wszystkim już o świcie dają mu do łóżka kawę. A do kawy jajecznicę, a gdy już podeżre zdrowo, to przynoszą mu w lektyce bardzo fajną cysorzową”
Za poprzedniej kadencji Sejmu Jarosław Kaczyński, chcąc zwrócić uwagę Donaldowi Tuskowi na lepsze wykonywanie obowiązków premiera, powiedział, że nie jest on jak „cysorz” z piosenki Kazimierza Grześkowiaka. Ten drugi, współczesny Chyle balladzista, też zostawił po sobie trafne porzekadła (np. „chłop żywemu nie przepuści”), ale mylić go z Chyłą nie wypada.
Faktem jest jednak, że prezes PiS zwrócił uwagę na ciężkie życie osoby sprawującej władzę. Współczesna publika myśli, że nie ma w życiu nic lepszego niż zdobyć wysokie stanowisko rządowe czy parlamentarne. Nic już nie trzeba robić, tylko spijać śmietankę. Jeździ się luksusową limuzyną, którą prowadzi kierowca, mieszka w luksusowym hotelu, zmienia garnitury i koszule zawsze gotowe do użytku i chodzi do lokali na biesiady, gdzie przy wyjściu można otrzymać za darmo nagranie z rozmów toczonych przy stoliku.
Rzeczywistość jest jednak bardziej prozaiczna. Gdy się jest posłem, trzeba dwa razy w miesiącu stawić się w stolicy na posiedzenia Sejmu. W posiedzeniach plenarnych, co prawda, nie ma obowiązku uczestniczyć, o czym świadczy pokazywana w telewizji pusta sala, do której przemawia jakiś poseł sprawozdawca czy członek rządu. Trzeba natomiast przychodzić na głosowania. Żeby posłom nie pomieszały się zadania, o głosowaniach informuje dźwięk dzwonka rozlegający się w korytarzach sejmowych. Tak jak w teatrze zwołuje się publikę na kolejny akt dramatu. Widziałem wielokrotnie, jak posłowie spiesznie opuszczali teren zajmowany przez dziennikarzy, żeby iść do sali plenarnej i podnieść rękę w odpowiednim momencie.
A’propos dziennikarzy… Marszałek Sejmu chętnie by usunął ich z gmachu Sejmu, czego próby podejmował, ale niekoniecznie tego by chcieli posłowie. Ci chodzą wokół przedstawicieli mediów w nadziei, że któryś podstawi im mikrofon, albo jeszcze lepiej skieruje na nich oko kamery. To też trzeba zaliczyć do poselskich obowiązków. Nie jest łatwo upolować dziennikarza, zwłaszcza gdy jest się parlamentarzystą z tylnego rzędu.
A co robią posłowie, gdy akurat Sejm nie obraduje? Spotykają się w biurach poselskich ze swoimi wyborcami. To musi być bardzo nużące, bo na takie spotkania nie przychodzą przecież ludzie nie mający problemów. Wprost odwrotnie – są wypełnieni problemami. A to jakiś urzędnik potraktował ich nieodpowiednio, a to sąd niewłaściwie zawyrokował, a to sąsiad zakłóca im spokój, a to trzeba za długo czekać w kolejce do lekarza, a to w szkole, do której uczęszczają ich dzieci, wystawia się im niesprawiedliwe oceny… I jak tu spać spokojnie po kilku takich wizytach? Trzeba nadać sprawom bieg i odpowiedzieć na żale wyborcy.
Wiele zaangażowania wymaga też praca nad projektami ustaw. Odbywa się to w komisjach. Każdy poseł należy przynajmniej do jednej. Nie dość, że trzeba przeczytać ze zrozumieniem tekst ustawy, to jeszcze wykłócać się z przedstawicielami opozycji, którzy ciągle chcą coś poprawiać.
A samo głosowanie to też horror. Nikt nie ma ochoty czytać wszystkich projektów ustaw, więc większość z parlamentarzystów nie bardzo wie, na co glosuje. Trzeba się wpatrywać w dyrygenta głosowania i tak podnosić rękę, jak on. To wymaga skupienia uwagi, co jest, oczywiście, męczące.
Marzycieli kuszą też inne atrybuty władzy – na przykład mieszkanie w pałacach. Prezydent ma ich aż dwa – Belweder i Namiestnikowski. Premier ma potężny gmach kancelarii i willę naprzeciwko. Gdy myślałem o tym, doszedłem do wniosku, że nie dałbym się zamknąć w takiej złotej klatce. Nie wyobrażam sobie życia bez porannych spacerów po bułki i gazety, a wieczornych do pubu na piwo z kumplami. Prezydent na takie przyjemności nie może liczyć. Nie wolno mu nawet przechadzać się po pałacowych ogrodach, bo mógłby go ktoś ustrzelić z sąsiedniego dachu. Może spacerować po salach pałacu i co najwyżej jeździć na rowerze po jego korytarzach.
I jeszcze jeden dotkliwy obowiązek. Codziennie marketingowcy z poszczególnych klubów parlamentarnych rozsyłają SMS-y z tzw. przekazami dnia. Są to komentarze do bieżących wydarzeń. Trzeba się ich nauczyć na pamięć i powtarzać jak papuga. Telewidzowie dziwią się wówczas, że od różnych ludzi słyszą ciągle to samo. Odtwarzacze przekazów często muszą przy tym kłamać, bo w głębi duszy nie zgadzają się z napisanymi im tekstami. Liczy się jednak głębia kieszeni, do której wpadają profity z tak ofiarnie pełnionej służby.
Czesław Rychlewski
Dodaj komentarz