Rozmowa z właścicielem Gospodarstwa Rolnego Brzozowski, Władysławem Brzozowskim
Jest pan właścicielem dużego i świetnie prosperującego gospodarstwa rolnego sygnowanego Pana nazwiskiem – Brzozowski. Jaka jest historia firmy?
– Po zmianach ustrojowych, po wielu latach prowadzenia różnych gospodarstw zostałem dyrektorem kombinatu pegeerowskiego, którym kierowałem 7 lat. Jak dowiedziałem się, że przedsiębiorstwo zostanie sprywatyzowane, przystąpiłem do przetargu i kupiłem jedno z gospodarstw, liczące 500 hektarów. Udało się to przy pomocy kredytu i własnych oszczędności.
W jakim stanie je pan kupił i jak wygląda ono obecnie?
– Zaniedbania po poprzednim okresie rządów niekapitalistycznych były duże, ale sukcesywnie je nadrabiałem. Okazało się, że zarządzanie gospodarstwem idzie mi dobrze. Mamy bardzo dobre wyniki finansowe, ludzie dobrze zarabiają. Możemy się pochwalić tym, że w naszych uprawach – pszenicy ozimej, jęczmienia browarnego, buraków cukrowych, rzepaku i kukurydzy – mamy około dwa razy wyższą wydajność niż okoliczni rolnicy indywidualni.
Skąd się ona bierze?
– Z dobrej organizacji pracy, właściwego nawożenia roślin, umiejętności agrotechnicznych zespołu, ogromnej troski o nasze uprawy. Pracuje u nas 10 osób. To może nie jest dużo, ale to wynika z mechanizacji gospodarstwa i bardzo wydajnych maszyn, które pozwalają osiągać wspaniałe wyniki. W naszym posiadaniu są nowoczesne ciągniki, które mają trzykrotnie wyższą wydajność niż te dostępne na rynku przed 1989 rokiem, sprzęty do przedsiewnej uprawy gleby, kombajny zbożowe. Stąd się bierze wysoka efektywność naszego gospodarstwa.
Skupia się Pan tylko na uprawie roślin, czy również na innej działalności?
– Mamy jeszcze stawy rybne o powierzchni 2 hektarów. Nie traktujemy ich jednak handlowo, a raczej rekreacyjnie. Nasi pracownicy z tych stawów otrzymują od nas ryby na święta. Ponadto prowadzimy hodowlę 80 rodzin pszczelich, którą stale powiększamy.
Zwiększa Pan obszar swojego gospodarstwa?
– Teraz już nie, bo zgodnie z nowymi przepisami można tylko do 300 ha. Więcej ziemi już nie możemy kupić, gdyż występuje u nas w regionie „głód ziemi”. Gospodarujemy na dobrych ziemiach i rolnicy indywidualni swojego areału już nie sprzedają.
Polska wieś kojarzy się w ostatnich latach z unijnymi dofinansowaniami. Korzysta Pan z nich?
– Jeśli korzystam, to wykorzystuję je do remontów zabudowań, dróg, na zakup urządzeń rolniczych. Mam już jednak swoje lata, a większość dotacji jest przeznaczonych dla młodych rolników.
Czy wobec tego podejmuje Pan jakieś inwestycje z własnych środków?
– Oczywiście, jest to konieczne. Na pewno czeka nas remont starej drogi, jeszcze z okresu peerelowskiego. Zapadła się pod wpływem wody, więc wymaga pilnej naprawy. Przejeżdżając przez plac w okresie złej pogody, istnieje ryzyko zalania ciągników. Pod koniec roku czekać nas także będzie modernizacja magazynu zbożowego, ale ta inwestycja przeciągnie się do następnego roku. Na te remonty sami musimy zagwarantować pieniądze, bez żadnych unijnych dotacji.
Panie Władysławie, są też sukcesy, choćby ostatnia nagroda dla gospodarstwa jako Firmy Dobrze Zarządzanej.
– Dla nas to ogromna radość. I jeszcze wtedy, kiedy wyjeżdżamy na pole, a tam wszystko pięknie rośnie, rolnicy przyjeżdżają do nas po nasiona, bo chcą taką pszenicę jak rośnie na naszym polu. Wiedzą też, że trzeba zainwestować, aby otrzymać produkt dobrej jakości.
Rozmawiała Katarzyna Lipska
Tagi: ciągniki, głód ziemi, gospodarstwa popegeerowskie, Gospodarstwo Rolne Brzozowski, hodowla pszczół, hodowla ryb, maszyny, nawożenie roślin, rolnictwo, uprawa roślin, urządzenia rolnicze, Władysław brzozowski, wydajność, zboża
Dodaj komentarz