Jednocześnie autorzy prognoz zaznaczają, że istnieje wiele niewiadomych, przede wszystkim płynących z wydarzeń politycznych i finansowych poza Polską – chodzi głównie o Brexit, politykę finansową nowego prezydenta USA, a także trudne do przewidzenia wyniki wyborów w kilku państwach Unii Europejskiej.
W połowie lutego raport Komisji Europejskiej pomniejszył o ułamek procenta wcześniejszą prognozę dynamiki wzrostu polskiego PKB. W 2017 r. ma to być 3,2 proc., a w 2018 r. – 3,1 proc. z 3,4 proc. Raport KE ocenia, że osłabienie tempa rozwoju jest następstwem opóźnienia realizacji inwestycji ze środków unijnych, a także większej niepewności co do wewnętrznej polityki i regulacji. Jednak KE przewiduje, że w 2017 i w 2018 r. nastąpi odbicie inwestycji publicznych w Polsce, gdy wzrośnie wykorzystanie funduszy unijnych. Oczekuje się też stopniowego wzrostu inwestycji prywatnych.
Głównym motorem wzrostu PKB w Polsce była w 2016 r. prywatna konsumpcja dzięki wzrostowi realnych wynagrodzeń, zwiększające się zatrudnienie oraz większe transfery socjalne – ocenia KE. W 2017 r. prywatna konsumpcja wzrośnie o 3,9 proc., ale w 2018 r. spadnie do 2,9 proc. m.in. wskutek stagnacji zatrudnienia.
Według prognoz deficyt finansów publicznych w 2016 r. wyniósł 2,3 proc. PKB, ale w 2017 r. zwiększy się do 2,9 proc. PKB, a w 2018 r. – 3 proc. Na wzrost deficytu w 2017 r. wpłynie obniżenie wieku emerytalnego oraz pierwszy pełny rok wypłacania zasiłku „500 plus” na dzieci.
Według tych prognoz poziom długu publicznego zwiększy się z 53,6 proc. PKB w 2016 r. do poniżej 56 proc. w 2018 r. – przewiduje Komisja. Szacuje, że w 2016 r. bezrobocie w Polsce wyniosło 6,3 proc. (według metodologii Eurostatu), w 2017 r. spadnie do 5,6 proc., a w 2018 r. – do 4,7 proc. Oczekuje się, że wzrost zatrudnienia w Polsce w 2017 r. będzie wolniejszy (0,3 proc.), a w 2018 r. się zatrzyma. Wynika to ze zmniejszającej się liczby osób w wieku produkcyjnym oraz – jak ocenia KE – „niektórych kroków politycznych”, zniechęcających do udziału w rynku pracy (obniżenie wieku emerytalnego od października 2017 r. oraz „500 Plus”). W niektórych sektorach podaż siły roboczej może stać się barierą dla wzrostu – stwierdzają eksperci KE.
W pierwszych miesiącach 2017 r. nastąpi wzrost inflacji do około 2 proc., głównie wskutek rosnących cen energii i żywności. KE szacuje, że na koniec 2018 r. inflacja w Polsce pozostanie poniżej 2,9 proc.
Z kolei Międzynarodowy Fundusz Walutowy prognozuje tegoroczny wzrost PKB o 3,3 proc. w 2017 r.
Natomiast Bank Światowy w styczniowym raporcie Global Economic Prospects prognozował wzrost PKB w 2017 r. o 3,1 proc., a w latach 2018 i 2019 odpowiednio 3,3 i 3,4 proc. Sprawi to silny popyt wewnętrzny, w szczególności konsumpcja prywatna.„Niższe prognozy wzrostu są głównie odzwierciedleniem słabszej, niż się wcześniej spodziewano, dynamiki inwestycji” – stwierdza raport. Pisząc o trudnościach płynących z zewnątrz analiza Banku Światowego podkreśla, że luźniejsza polityka fiskalna w największych gospodarkach – głównie w Stanach Zjednoczonych – może skutkować tam i na świecie szybszym wzrostem, jednak z drugiej strony szkodzić wzrostowi może rosnący protekcjonizm w handlu.
Bank Światowy w swoim komunikacie zastrzegł, że obecne prognozy są obarczone ryzykiem z powodu niepewności, jeśli chodzi o decyzje polityczne w największych krajach. Zbyt długo utrzymujący się stan zawieszenia może przedłużyć okres słabszych inwestycji w krajach o niskim, średnim i wysokim dochodzie. Prezes Banku Światowego Jim Yong Kim doradza nie tylko Polsce: „Po latach rozczarowującego wzrostu, cieszymy się, że na horyzoncie widać poprawę koniunktury. Trzeba wykorzystać ten czas na inwestowanie w infrastrukturę i w ludzi, bez czego niemożliwy jest zrównoważony wzrost gospodarczy konieczny do walki z ubóstwem”.
Podobne oceny i zapowiedzi przedstawili w swym lutowym raporcie paneliści portalu ekonomicznego FocusEconomics (FocusEconomics Consensus Forecast Central & Eastern Europe). Stwierdzili, że gospodarka polska straciła swój oddech w 2016 r. Powód to zahamowanie inwestycji z funduszy Unii Europejskiej, na co wpływ miała kontrowersyjna polityka krajowa. Od 2013 r. wzrost PKB był najniższy, mimo zwiększonego popytu wewnętrznego dzięki rządowym stymulatorom oraz poprawie na rynku pracy. Podstawowe indykatory na rok 2017 sugerują możliwość szybszego rozwoju.
Ukazuje to wzrost styczniowego wskaźnika przemysłowego PMI, świadczący o optymizmie kręgów biznesowych, a także przydzielenie przez MFW linii kredytowej do 8 mld. euro. Ta elastyczna linia kredytowa jest ostrożnościowa i daje rządowi pewną ulgę w warunkach niepewności globalnego otoczenia, które stwarzają obawy, że w bliskim czasie mogą nastąpić uderzenia z zewnątrz Polski.
Na razie paneliści FocusEconomics przewidują, że w tym roku PKB nieco wzrośnie, ale pod warunkiem, że inwestycje ożywią się. Prognozuje się wzrost PKB do 3 proc. (mniej o 0,1 proc., niż przewidywano w styczniu). Szacują na 2018 r. zwiększenie PKB do 3,2 proc. Jeśli chodzi o produkcję przemysłową, spodziewają się, że w 2017 r. wzrośnie o 3,6 proc. (o 0,3 proc. więcej niż prognoza na styczeń, a w 2018 r. o 4,3 proc.
Optymistyczny dla naszej gospodarki jest wspomniany rosnący wskaźnik PMI, który określa badane przez firmę IHS Markit nastroje szefów firm przemysłowych. W styczniu wynosił on 54,8 pkt. Raport autorów PMI podkreśla, że polski przemysł nie deklarował takiego optymizmu od prawie dwóch lat. Wielkość produkcji wzrosła najszybciej od niemal trzech lat, a tempo wzrostu liczby nowych zamówień krajowych i zagranicznych, znacznie przyspieszyło. Jak czytamy w raporcie, taki optymizm menedżerów dotyczy przyszłej produkcji.
Wzrost wskaźnika PMI Polski dla przemysłu ukazuje ogólną poprawę kondycji polskiego biznesu – oceniają ekonomiści analizujący składowe części PMI. Zwracają uwagę, że jednocześnie wiele wskazuje na to, że ceny będą rosły, co może wzmagać oczekiwania na podwyżki stóp ze strony Rady Polityki Pieniężnej.
Pozytywny sygnał dla polskiej gospodarki zaprezentowała w końcu stycznia amerykańska agencja ekonomiczna Bloomberg. Jej indeks innowacji na 50 krajów spełniających warunki tej klasyfikacji umieścił Polskę na 22. miejscu, tj. o jedno oczko wyżej niż w ubiegłym roku. Za nami znalazły się pozostałe państwa Europy Środkowo-Wschodniej – następne w kolejności Węgry i Czechy awansowały w tym roku odpowiednio z miejsca 30. na 27. i z 31. na 28. Badanie to bierze pod uwagę łącznie siedem czynników: procentowy udział wydatków na badania i rozwój w produkcie krajowym brutto (Polska na 35. miejscu), udział produkcji dodanej w PKB (16.), wydajność pracy w przeliczeniu na pracownika (35.), procentowy udział spółek z branż wysoko zaawansowanych technologicznie w całości rodzimych firm (22.), lokalny zasięg szkolnictwa wyższego (15.), odsetek osób zaangażowanych w prace badawczo-rozwojowe w całości populacji (35.), lokalną aktywność patentową (24.).
Na liście znajdujemy się tuż za Chinami, które utrzymały swoją pozycję i są ciągle najmocniejszym rynkiem wschodzącym w tym zestawieniu. Na czele rankingu znalazły się Korea Południowa, Szwecja i Niemcy.
Mniej pocieszający jest opublikowany w końcu lutego raport Indeks Wolności Gospodarczej, opracowywany co roku przez organizację The Heritage Foundation i redakcję „The Wall Stret Journal”. Na 180 państw, w tym 44 europejskie, zajęliśmy 45. miejsce, tj. o 6 miejsc niżej niż w ubiegłym roku. Po raz pierwszy od 10 lat spadła nasza punktacja – do 68,3 pkt, gdy w 2016 r. uzyskaliśmy 69,3 pkt (średnia europejska to 68 pkt). Celem tego indeksu jest ocena państw pod kątem rozwiązań mających promować rozwój i pomnażanie dobrobytu.
Autorzy indeksu pozytywnie oceniają naszą gospodarkę oraz reformy liberalizujące handel i stosunkowo niskie podatki firm. Postulują natomiast redukcję deficytu budżetowego i długu publicznego. Uważają za konieczne wzmocnienie niezależności sądownictwa i tępienia korupcji. Piszą: „Sądownictwo w Polsce jest niezależne, ale powolne i czasem narażone na presję polityczną. Zarzuty korupcji zdarzają się najczęściej w przypadku kontraktów rządowych”.
Miłą niespodziankę dla polskiego czytelnika zaprezentowała firma doradcza PwC. W lutowym raporcie uznała, że do 2050 r. kontynuowana będzie tendencja zwiększania udziału rynków wschodzących w światowym PKB. Największy potencjał, za którym pójdzie najszybszy wzrost gospodarczy w swoich regionach mają Polska i Kolumbia. Autorzy opracowania „The long view: How will the global economic order change by 2050” podkreślają, że ocena pokrywa się z opinią prezesów firm z Polski i całego regionu Europy Środkowo-Wschodniej w badaniu PwC „CEO Survey 2017”. 38 proc. z nich jest w pełni przekonana o wzroście przychodów swoich firm w kolejnym roku, a kolejne 41 proc. jest o tym przekonana „do pewnego stopnia”. Jeżeli chodzi o perspektywę trzyletnią, wskaźniki te kształtują się odpowiednio na poziomie 44 i 41 proc.
Na zakończenie swoista żartobliwa rewelacja poważnego brytyjskiego tygodnika „The Economist”. W 1986 r. stworzył on bowiem własny wskaźnik rzeczywistej wartości walut na postawie kosztu… kanapki z sieci McDonald’s w poszczególnych krajach. Wskaźnik ten opiera się na teorii parytetu siły nabywczej, z której wynika, że podstawowe znaczenie dla określenia kursu danej waluty ma poziom cen w kraju i za granicą.
I tak, w Polsce Big Mac kosztuje teraz 9,70 zł, co przy obecnym kursie walut daje ok. 2,30 dolara za jedną kanapkę. W tym samym czasie jej wartość w Stanach Zjednoczonych wynosi 5,06 dolara. Oznacza to, że wartość złotówki jest zaniżona względem waluty amerykańskiej aż o 54,5 proc. Natomiast w Chinach za kanapkę z McDonalda trzeba zapłacić 2,83 dolara. Według wskaźnika Big Maca niedowartościowanie yuana w porównaniu z dolarem wynosi 44 proc. Na drugim biegunie indeksu Big Maca znalazły się kraje, w których kanapka z fast foodu w przeliczeniu na dolara była droższa niż w Stanach Zjednoczonych. Według wskaźnika oznacza to, że ich waluty są przewartościowane. Najdroższy okazał się Big Mac w Szwajcarii, gdzie trzeba na niego wydać aż 6,35 dolara. Na drugim miejscu znalazła się Norwegia z ceną w wysokości 5,67 dolara za kanapkę.
Oczywiście można się pośmiać. Ale czy sami, będąc za granicą, nie porównujemy cen produktów i usług? Płynących stąd wniosków nie można jednak traktować poważnie. Ceny w każdym kraju zależą przede wszystkim w dużym stopniu od kosztów pracy.
Inne badanie z podobnej kategorii prowadzono systematycznie w Numbeo – bazie bieżących danych na temat warunków życia na świecie, w tym kosztów utrzymania, wskaźników mieszkaniowych, opieki zdrowotnej, przestępczości i zanieczyszczenia. Na stronie www.numbeo.com podano ,że koszt utrzymania w Polsce jest o 48,23 proc. niższy niż w USA. Dla przykładu ceny (w przeliczeniu) dóbr konsumpcyjnych są wyższe w USA o 94,72 proc., czynszów o 117,96 proc., dań restauracyjnych o 121,48 proc., artykułów w sklepach spożywczych o 150,30 proc. Jednak nie ma się z czego cieszyć: siła nabywcza Amerykanów jest o 71,63 proc. wyższa niż w Polsce.
Zygmunt Słomkowski
Tagi: bank światowy, Brexit, Global Economic Prospects, prognozy PKB, Wskaźnik Big Mac
Dodaj komentarz