logo
logo
logo
logo

Ser mercedesem wyrobów mleczarskich
Opublikowano: 4 listopada 2015

IMG_6649Rozmowa z Waldemarem Brosiem, prezesem Krajowego Związku Spółdzielni Mleczarskich

Czy sytuację w mleczarstwie możemy dziś określić jako stabilną?

– Jeszcze 2 lata temu bez wahania powiedziałbym, że sytuacja jest bardzo dobra i stabilna. Dziś o stabilności sektora można mówić jedynie pod względem organizacyjnym – na tej płaszczyźnie nie ma dla spółdzielczości zagrożeń przejęcia czy dominacji ze strony innych firm czy organizacji. Udział kapitału zagranicznego, który napłynął do Polski w okresie przemian ustrojowych, systematycznie się zmniejsza, podczas gdy udział mleczarni wzrasta. Wprawdzie na rynek weszły prywatne spółki, ale udział w rynku według naszych szacunków sięga około 7 proc. Spółdzielnie stanowią 75–80 proc. rynku, a pozostałą część – podmioty zagraniczne.

Znacznie gorzej wygląda sytuacja ekonomiczna. Od drugiej połowy ubiegłego roku branża odczuwa kryzys, o czym świadczą przychody i ceny zbytu na podstawowe artykuły mleczarskie, które spadły na światowych rynkach – w zależności od produktu o 40, a niekiedy nawet o 100 proc. Mleko w proszku w zeszłym roku kosztowało 14 zł za kg, a dziś już 7 zł. Podobnie jest z masłem czy serami. W trudnym położeniu znaleźli się zarówno przetwórcy, jak i producenci surowca, którego ceny również są o około 20 proc. niższe niż rok temu.

Do tego doszedł ogromny problem związany z obowiązkiem płacenia kar za nadprodukcję w latach 2014–2015. W ramach kwotowania produkcji, wprowadzonego przez Unię Europejską, limit dla Polski wynosił 10 mld 56 mln kg i został przekroczony o ponad 500 mln kg. Kara wyniosła około 91 gr za 1 kg, co daje łącznie ponad 161 mln euro, i została rozłożona na raty. Podkreślmy, że kary nie płaci Polska, tylko rolnicy. W poprzednich trzech okresach rozliczeniowych zapłacili już 114 mln euro. To pokazuje skalę obciążenia polskich gospodarstw. Oczywiście dotyczy to grupy najaktywniejszych rolników, bo kary płaci 63,5 tys. na 134 tys. gospodarstw sprzedających mleko.

Jak to obciążenie rzutuje na kondycję polskiego mleczarstwa i przyszłość spółdzielni?

– W zaistniałych warunkach można się spodziewać, że część z nich może się nie utrzymać i zakończy produkcję, bo obciążenie kredytami związanymi z koniecznością zapłaty kar przy spadku cen skupu okaże się zabójcze. Ponadto w nowe rozdanie bez limitów nasi rolnicy wejdą na znacznie gorszych warunkach niż producenci z krajów, które nie płacą kary, przez co będą mniej konkurencyjni.

Co gorsza, ze względu na tegoroczną suszę i problemy z paszą przyszłoroczna produkcja mleka prawdopodobnie będzie na niższym poziomie. Szkoda, bo krajowa branża mleczarska ma potencjał. Jesteśmy 4. producentem mleka w Unii Europejskiej, a niewielu wie, że w skali światowej zajmujemy 6. miejsce w produkcji sera po Stanach Zjednoczonych, Niemczech, Francji, Holandii i Włoszech. Niestety ze spożyciem jest znacznie gorzej – w Polsce jest ono trzykrotnie niższe niż choćby we Francji. Na stronie Związku i na ścianie mojego gabinetu można zobaczyć zdjęcie małego chłopca, który miał nieco ponad rok, kiedy wyjął z lodówki bryłę sera i zaczął go jeść, co zostało uwiecznione na zdjęciu, W ten sposób chcę zachęcić do tego, by jeść polskie sery.

Co za tym przemawia?

– Ser, zwłaszcza żółty, znacząco wpływa na rozwój organizmu, dlatego powinien być spożywany, odkąd skończymy rok i dwa miesiące. Warto wytrwać w tym zwyczaju do końca życia, chociażby ze względu na zawartość bioprzyswajalnego wapnia. Szkoda, że nie ma u nas takiej tradycji, że sery w kuchni są na stole przez cały dzień, czego przykładem może być Francja, gdzie deska serów jest serwowana do każdego posiłku.

Czy w takim razie większe możliwości wiążą się z eksportem?

– Na pewno trzeba zabiegać o rynki obce, ale prawda jest taka, że w najbliższych latach trudno będzie załatać dziurę, jaka powstała w wyniku embarga Federacji Rosyjskiej, gdzie sprzedawaliśmy znaczące ilości sera w dobrych cenach.

Które rynki są dla polskiej branży mleczarskiej najważniejsze i jaka część produkcji trafia na rynki zagraniczne?

– Tradycyjnie Niemcy, Holandia, stare kraje Unii Europejskiej. Na eksport trafia od 25 do 30 proc. produktów mlecznych, jednak jestem przekonany, że najważniejszy jest dla nas rynek krajowy.

Jednocześnie, jak wykazują badania, zwiększenie spożycia mleka choćby o kilka litrów rocznie jest niezwykle trudne, nawet przy zaangażowaniu dużych środków na różnego rodzaju akcje i kampanie promocyjne. Mimo wszystko trzeba próbować podnosić wyniki. Do stabilnego rynku wewnętrznego brakuje nam około 50 litrów rocznie. Mówiąc z przymrużeniem oka, setka mleka zamiast setki wódki dziennie rozwiązałaby problem.

To chyba do zrobienia. Wierzy pan w zasadność działań marketingowych, które mają wpłynąć na konsumentów i wyniki sprzedaży?

– Jak najbardziej, ale mamy na to zbyt małe środki rzędu 9–10 mln zł rocznie, które są przeznaczane na różne cele, w tym np. na wsparcie hodowli.

Powinniśmy w większym stopniu wykorzystywać je na promocję spożycia mleka i wyrobów mleczarskich pod kątem zdrowotnym, bo dzisiaj mleko i przetwory mleczne są dla organizmu najbardziej przyjazne, chociaż część osób nie toleruje laktozy – dwucukru, który musi być rozłożony do cukrów prostych, a to zadanie enzymu, który u niektórych osób nie występuje. Jednak i na to jest rada – mamy kilku producentów, którzy oferują mleko bez laktozy.

Warto podkreślić, że w serach i wyrobach fermentowanych laktoza jest już rozłożona. Nabiał jest dziś najzdrowszym rodzajem żywności, a dodatkowo wpływa na urodę.

Czy inwestycja w linie technologiczne do wyrobu mleka bez laktozy jest opłacalna?

– Myślę, że tak, nawet jeśli grupa tych konsumentów stanowi zaledwie ok. 3–5 proc. populacji. Jestem przekonany, że sprzedaż tego typu wyrobów będzie się rozwijała. Rynek jest przygotowany, żeby żaden konsument nie miał wymówki, że on by mleko pił, ale nie może. Wiadomo, że jeśli produkt jest łatwiej dostępny, częściej się po niego sięga.

Jednak raz jeszcze podkreślę, że największe nadzieje wiążę ze wzrostem sprzedaży serów. Szansą na dobre rezultaty jest w pewnym stopniu zróżnicowanie i funkcjonalność dostępnych na rynku opakowań, dzięki którym możemy kupić mniejsze ilości produktu, pokrojone i gotowe do spożycia, co jest dużą wartością dla coraz wygodniejszego społeczeństwa.

Coraz popularniejsze wyroby na bazie mleka koziego również będą rozwijane, czy pozostaną niszą?

– W moim przekonaniu przetwórstwo mleka koziego będzie się równolegle rozwijać, jak ma to miejsce w innych krajach o rosnącym poziomie zamożności, lecz będzie pozostawało w tyle jako produkt relatywnie droższy i wciąż nie tak popularny jak wyroby z mleka krowiego.

Wspomniał pan o naszych imponujących wynikach w produkcji. Czy jakościowo polskie wyroby mleczarskie też się bronią, nie odbiegając od światowego poziomu?

– Zdecydowanie. Często dysponujemy nowoczesnymi technologiami na wyższym poziomie niż wiele krajów europejskich. W ostatnich latach branża dużo inwestowała, korzystając z programów sektorowych, operacyjnych. Dzięki temu polskie przetwórstwo sektora mleczarskiego reprezentuje najwyższy poziom. Do tego trzeba dodać ogromny postęp w bazie surowcowej i wzorcowe warunki przechowywania oraz transportu.

Mercedesem w polskim mleczarstwie są zdecydowanie sery – tym bardziej mam nadzieję, że świat pozna się na ich jakości i wyciągnie wnioski, a branża szybko wyjdzie z kryzysu, który – jak się pewnie okaże za 2–3 lata – był sztucznie wywołany, bo kapitał zaczyna grać żywnością zamiast akcjami na giełdach. Nasze sery zdobywają nagrody na targach międzynarodowych, ich jakość nie odbiega od standardów światowych, a wybór jest bardzo duży.

Mówiliśmy głównie o problemach ekonomicznych. Czy w sferze legislacji problemy spółdzielni mleczarskich są zbieżne z tymi, które odczuwają inne grupy spółdzielców?

– Zmagamy się z bardzo zbliżonymi problemami, więc mamy podobne oczekiwania zmian, choćby w zakresie podwójnego opodatkowania. Ubolewamy, że – niezależnie od branży – spółki są bardziej kochane i preferowane przez władze niż spółdzielnie. Mimo to nasz sektor udowadnia, że nie ma lepszej alternatywy od spółdzielni. Myślę, że 90 proc. rolników, podobnie jak ja, jest o tym przekonanych.

Szczególnie w czasie kryzysu spółdzielcza forma działalności pozwala kontrolować produkcję i wyniki. Spółdzielnia działa na podstawie dwóch funduszy: udziałowego i zasobowego. Na udziałowy składają się rolnicy, natomiast zasobowy jest tworzony z zysków. Zarządy spółdzielni, świadome, że 2014 rok jest zły, a w 2015 roku czekają rolników kary, celowo wypłacały rolnikom wyższe kwoty niż to wynikało z sytuacji rynkowej. Straty w pewnym stopniu rekompensowali stworzonym wcześniej funduszem zasobowym. Podmioty prywatne nigdy nie pójdą w tym kierunku. Spółdzielnie są swego rodzaju strażnikiem sytuacji na rynku.

Jakie są dziś główne postulaty branży?

– Są niezmienne od lat i w zasadzie takie same jak rolników z innych krajów. Dotyczą głównie wprowadzenia zakupów interwencyjnych mleka w proszku, masła. Obecne ceny są nie do przyjęcia przez sektor mleczarski. Działania stabilizujące zapisane przez Unię to również dopłaty do przechowalnictwa serów i dopłaty eksportowe. Zakupy interwencyjne na pewno poprawiłyby sytuację, ale pod warunkiem realnych cen – dzisiejsze obowiązują od 2008 r. i są zdecydowanie za niskie. Według mnie Komisja Europejska nie wykazuje w swoich działaniach podejścia prorozwojowego, natomiast powinna reagować na sygnały rynkowe zdecydowanie wcześniej, zanim nadejdzie kryzys. Nie mówię już o zyskach, ale obecne ceny nie uwzględniają nawet kosztów produkcji. Dopłaty do przechowalnictwa nie zdają egzaminu, zaś eksportowe są zbyt niskie – zupełnie jakby w Brukseli nie zdawali sobie sprawy, na czym polega rozwój. Jeśli chcemy, by Europa się rozwijała trzeba – poza rynkiem wewnętrznym – wspierać eksport i sprzedaż produkcji na światowe rynki. Na razie nasze apele przechodzą bez echa, ale uważam, że nie możemy odstąpić od stawiania postulatów i ponawiania wniosków o zmiany prorozwojowe.

Rozmawiała Magdalena Szczygielska

Tagi: , , , , ,

Udostępnij ten post:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.


Powiązane treści

Prezes SM „Metalowiec”przeciw ...

Najistotniejszą dziś dla spółdzielczości rzeczą jest wypracowa...