Według danych MRPiPS w 2017 roku prawie 7 tys. Nepalczyków otrzymało pozwolenie na pracę w Polsce. Niskie bezrobocie, a co za tym idzie – brak rąk do pracy – skłaniają polskie firmy do szukania wsparcia za granicą.
Dane Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej pokazują znaczną dynamikę wzrostu zezwoleń na pracę wydanych cudzoziemcom. Największą grupę stanowią Ukraińcy, którzy w 2017 r. otrzymali ponad 192 tys. takich zezwoleń. Według danych „Barometru imigracji zarobkowej” przygotowanego na zlecenie Personal Service prawie 40 proc. dużych polskich firm zatrudnia pracowników z Ukrainy. Mimo napływu dużej liczby osób z nieodległych nam kulturowo krajów byłego ZSRR, polskie przedsiębiorstwa nadal zmagają się z brakiem rąk do pracy.
Pracownicy spod Czomolungmy
Po Ukraińcach i Białorusinach trzecią najliczniejszą grupą pracujących w Polsce cudzoziemców są Nepalczycy. W 2017 r. wydano im ponad 7 tys. zezwoleń na pracę, a ich liczba w porównaniu z 2016 rokiem wzrosła prawie 6-krotnie. Pracodawcom najbardziej doskwierają procedury administracyjne, dlatego apelują do władz o dalsze uproszczenia procedur zatrudnienia pracowników z państw takich jak Indie, Nepal, Filipiny czy Bangladesz.
– Niskie bezrobocie w połączeniu z niechęcią Polaków do wykonywania określonych prac sprawia, że firmom brakuje rąk do pracy. Jest to sytuacja ciekawa i zupełnie nowa dla polskiego biznesu. Po raz pierwszy od urynkowienia polskiej gospodarki w ’89 pracodawcy lobbują za uproszczeniem procedur zatrudniania obcokrajowców. Mimo przepisów ułatwiających zatrudnienie, które weszły w życie w styczniu tego roku, 37 proc. przedsiębiorstw badanych w 1Q 2018 r. w „Barometrze imigracji zarobkowej” deklaruje, że największą barierą dla zatrudnienia pracowników z Ukrainy są kwestie administracyjne – mówi Tadeusz Zając, ekspert Pracodawców RP. – Kiedy już dojdzie do zatrudnienia pracownika z zagranicy, pozostaje szereg procedur, choćby związanych z bhp, które należy przemyśleć i dostosować do obecnych realiów – dodaje.
Przepisy tego nie regulują
Na pracodawcy zawsze spoczywa odpowiedzialność za bezpieczeństwo pracownika. Zgodnie z art. 2373 § 2 k.p. firma musi zapewnić przeszkolenie pracownika w zakresie bezpieczeństwa i higieny pracy przed dopuszczeniem go do pracy. W § 1 z kolei jest mowa o potrzebnych umiejętnościach, a także przepisach i zasadach bezpieczeństwa i higieny pracy, bez których znajomości pracownik nie może wykonywać swoich obowiązków. Przepisy zatem nie precyzują języka, w jakim musi być przeprowadzane szkolenie, natomiast jasno wskazują, że pracownik ma zasady bhp znać.
– Firmy różnie radzą sobie z tymi zapisami. W przypadku pracowników na przykład z Ukrainy czy Białorusi, dość często szkolenie prowadzone może być prowadzone w języku polskim, ponieważ jest on dla nich zrozumiały. Czasem jedynie materiały szkoleniowe przekazywane są w języku ojczystym. Szczególnym wyzwaniem jest przeszkolenie osób na stanowiskach związanych ze sporym ryzykiem – takich jak pracownicy magazynu, kiedy pracodawca zatrudnia osobę, która nie mówi w języku polskim – Anna Figiel, zastępca dyrektora ds. zasobów ludzkich w Grupie InterCars, członek Koalicji Bezpieczni w Pracy.
– W takich przypadkach przygotowujemy materiały w języku ojczystym pracownika lub, jeśli znają dobrze angielski, to po angielsku. W przypadku stanowisk managerskich, biurowych, gdzie współpraca z dostawcami czy innymi spółkami z Grupy wymaga znajomości angielskiego i jest to standardem, a ryzyka na stanowisku pracy są znacznie niższe, jest to zdecydowanie prostsze. Jednak w przypadku pracowników magazynów, konieczne może być wynajęcie tłumacza bądź – jeśli pracownicy są outsourcowani – zapewnienie przez agencję pracy tymczasowej koordynatora, który zna język ojczysty pracowników – dodaje.
Pracodawca musi mieć pewność, że wszelkie procedury związane z zatrudnieniem zostały poprawnie zrealizowane i udokumentowane. Jeśli doszłoby do wypadku, a pracownik wykazałby, że z winy pracodawcy nie znał zasad bezpieczeństwa, firma zostaje narażona na wysokie kary i odszkodowania.
Bhp to nie tylko szkolenia
Problem polityki bezpieczeństwa względem osób nieznających języka polskiego jest dużo szerszy, bhp bowiem to nie tylko szkolenia, ale szereg zasad i procedur, które różnią się w zależności od branży. – Pracownik podczas szkolenia przeważnie nie jest w stanie przyswoić wszystkich ważnych informacji związanych z bezpieczeństwem pracy. Dlatego w branży budowlanej czy produkcyjnej, oprócz szkoleń wstępnych, w pomieszczeniach czy przy maszynach stosuje się różnego rodzaju znaki i komunikaty, które mają za zadanie przypomnieć o zasadach zachowania bezpieczeństwa. Zatrudniając obcokrajowców, musimy zadbać, aby te komunikaty były zrozumiałe również dla nich – przypomina Andrzej Smółko, przewodniczący Koalicji Bezpieczni w Pracy, prezes CWS-boco Polska.
– Różnorodność pochodzenia pracowników sprawiła, że firmy muszą szukać „uniwersalnego” języka, który byłby zrozumiały dla pracowników z Polski, Ukrainy, ale także z Nepalu czy Bangladeszu. Tradycyjne tablice informacyjne zmienia się w piktogramy i infografiki, które są łatwe do zrozumienia niezależnie od używanego języka – dodaje Smółko.
Wraz z rosnącą liczbą zezwoleń na pracę wzrasta liczba cudzoziemców zgłoszonych do ubezpieczeń społecznych. W 2008 r. do ZUS zostało zgłoszonych ok. 65 tys. obcokrajowców, w 2014 r. – 124 tys., a na koniec III kwartału 2017 r. – już 423 tys. Biorąc pod uwagę szybkie starzenie się społeczeństwa i wyzwania demograficzne z tym związane, większa obecność cudzoziemców na polskim rynku pracy może również mieć pozytywny wpływ na finanse publiczne.
Tagi: Białorusini, Nepalczycy w Polsce, pracownicy tymczasowi, Ukraińcy
Dodaj komentarz