Generała Mirosława Hermaszewskiego poznałem przed kilkunastu laty podczas rajdu dziennikarzy i pilotów. Organizowano kiedyś takie przedsięwzięcia, podczas których piloci popisywali się swoimi umiejętnościami w lotach na orientację, a dziennikarze artykułami z trasy.
Spędziliśmy uroczy wieczór, gdy generał opowiadał o swoim locie w kosmos. Kolega z radia, który nagrywał to spotkanie, powiedział mi, że ma już gotową audycję. Nic nie trzeba było dodawać. Istotnie, rozmowa była prowadzona zgodnie z normami sztuki dziennikarskiej. Były w niej i objaśnienia, i ciekawostki, i anegdoty, i przede wszystkim ogromne doświadczenie, którym się ochoczo dzielił.
Drugi raz zobaczyłem generała za pośrednictwem telewizji. Siedział w studiu przed stosem dokumentów, ilustrujących przebieg jego służby wojskowej. Było to z okazji przyjęcia przez Sejm ustawy o obniżeniu emerytur tzw. ubekom.
Hermaszewski trafił na tę listę jako członek Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego. Znalazł się w jej składzie zupełnie bezwiednie. Studiował wówczas w Moskwie. Któregoś dnia otrzymał rozkaz powrotu do Warszawy. Nawet w ambasadzie nie umiano mu wyjaśnić, co się dzieje. Myślał, że zostanie z Moskwy odwołany. Poleciał więc i czekał na decyzje. Z telewizji dowiedział się o stanie wojennym i o tym, że jest w składzie Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego. Długo sobie na tej funkcji nie porządził, bo po dwóch tygodniach został odesłany na dalsze studia do Moskwy.
A co generał robił wcześniej? Z dokumentów, jakie przyniósł do studia, wynika, że jako pilot odbył ponad 3 tys. lotów, którym poświęcił ponad 2 tys. godzin. To kawał ciężkiej roboty. Ktoś, kto ani razu nie znalazł się w stanie przeciążenia jako pilot myśliwca nic z tego nie zrozumie.
Drogę do kariery miał nielekką. Jako dziecko o mało nie zginął podczas rzezi wołyńskiej. Życie zawdzięcza matce, która uchroniła go przed banderowcami. Stracił w tych czasach 19 członków swojej rodziny, wśród nich ojca.
Rodzina została repatriowana na Dolny Śląsk, do Wołowa pod Wrocławiem. Tam rozwinął swoje zainteresowania lotnictwem, m.in. w Aeroklubie Wrocławskim. Po takim przygotowaniu nie miał problemów z dostaniem się do Wyższej Oficerskiej Szkoły Lotniczej w Dęblinie.
Po wielu latach pojawił się jako kandydat do lotu kosmicznego. Drugim był płk Zenon Jankowski. Znałem wówczas fotoreporterów Wojskowej Agencji Fotograficznej, którzy chwalili mi się bogatą dokumentacją z życia rodzin obydwu pilotów. Nie wiadomo było bowiem, kto w końcu w ten kosmos poleci i trzeba było być przygotowanym na różne okoliczności. Hermaszewski miał brata generała, więc jego szanse były większe. Mówiło się jednak, że jest za wysoki i ledwo się zmieści w kosmicznej kapsule.
To ostatecznie nie przeszkodziło. 27 czerwca 1978 roku od godziny 17:27 do 5 lipca godziny 16:31 wraz z Piotrem Klimukiem odbył lot na statku Sojuz 30. 28 czerwca 1978 o godzinie 19:08 przeprowadzono cumowanie z zespołem orbitalnym „Salut 6” – Sojuz 29. Po wykonaniu programu badawczego 5 lipca w stepach Kazachstanu odbyło się lądowanie. W czasie 8-dniowej misji dokonano 126 okrążeń Ziemi i zostało ustanowionych kilka rekordów Polski, zatwierdzonych przez FAI; m.in.: wysokość – 363 km, prędkość lotu – 28 tys. km/h, czas trwania lotu – 190 godzin 3 minuty 4 sekundy, przebyty dystans – 5 273 257 km i inne.
Rodzi się teraz pomysł ponownego wysłania Polaka na orbitę. Na razie w kosmos latają tylko polskie urządzenia. Prezes Polskiej Agencji Kosmicznej dr Grzegorz Brona twierdzi, że możemy tego dokonać poprzez współpracę z Europejską Agencją Kosmiczną. Ma ona program, system szkoleń i kandydatów do odbycia lotów.
– Należy sobie jednak zdawać sprawę, że jest to kosztowne. Sam lot na stację kosmiczną to koszt rzędu 40 mln euro, a nawet więcej, jeśli myślimy o bardziej ambitnym programie przebywania astronauty w kosmosie i wykonywania przez niego również pewnych prac na stacji kosmicznej – wyjaśnił Brona.
Jeden lot polskiego kosmonauty pochłonąłby więcej środków niż ma Polska Agencja Kosmiczna na rok swojej działalności. Jaki byłby tego efekt? Przypomnijmy anegdotę z czasów Polski Ludowej.
Chłopak wybiega na podwórko i krzyczy w stronę ojca, który jest w oborze:
– Tata, Ruskie w kosmos polecieli.
– Wszystkie? – pyta ojciec.
– Nie, jeden.
– To co ty mi głowę zawracasz.
Podobnie może być z naszym drugim kosmonautą. W zależności od tego, który rząd go w ten kosmos wyśle. Wyobraźmy sobie taki dialog. – Tata, PiS-owcy w kosmos polecieli. – Wszystkie?
Czesław Rychlewski
Tagi: Hermaszewski, kosmos, LOT, PIS, Polityka, Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego
Dodaj komentarz