Mniej więcej w połowie XX wieku na świecie pojawił się trend który raz na zawsze zmienił oblicze świata finansowego – poszczególne państwa rozpoczęły proces wycofywania bezpośredniego pokrycia swoich walut w złocie.
W wyniku tego głównymi czynnikami określającymi ceny walut zostały podstawowe prawa rynku – tj. prawo popytu i podaży, a wraz z tym regulację kursu oddano bezpośrednio w ręce osobom trudniącym się handlem walutami.
Dlatego właśnie Forex to najprościej w świecie globalny targ na którym handluje się walutami – zasadniczo nie różni się bardzo od klasycznej giełdy na której kupuje i sprzedaje się papiery wartościowe. Wystarczy wyobrazić sobie, że dany kraj jest firmą – wówczas waluta staję się akcją tego kraju. Dana waluta jest po prostu wskaźnikiem „siły” danego państwa i wizualizacją tego w jakim stanie jest jego gospodarka. Z całą pewnością to właśnie rynki walutowe są swoistym fundamentem współczesnego światowego systemu ekonomicznego.
W czasach gdy barter dawno odszedł w niepamięć, to właśnie waluty stanowią podstawę codziennego funkcjonowania człowieka. W końcu to dzięki nim możemy kupić chleb czy ubrania, a ich stosunek do walut głównych (np. USD czy EUR) przekłada się pośrednio na cenę produktu. Sam rynek Forex nie bez powodu nazywany jest największym rynkiem świata – w kwietniu 2016 roku posiadał obrót rzędu 5,1 bln USD. Wydaje się nie dużo? To mniej więcej tyle co PKB Polski pomnożone przez 10.
Handel na rynkach walutowych odbywa się 5 dni w tygodniu przez 24 godziny na dobę. Transakcje wykonuje się za przy pomocy brokerów – są to firmy zajmujące się pośrednictwem między kupującymi a sprzedającymi. W praktyce oznacza to, że jeśli chcemy sprzedać X złotówek za Y euro to firma u której zdecydowaliśmy się otworzyć rachunek szuka dla nas osoby, która chętna jest wymienić swoje euro za nasze złotówki po cenie która odpowiada oby dwóm stronom.
Rynek Forex jest właściwie w całości scyfryzowany – aby rozpocząć naszą przygodę z handlem walutami wystarczy komputer bądź smartfon oraz dostęp do internetu. Obecnie procedury otwierania rachunków u większości brokerów są banalnie proste i bardzo szybkie. Zazwyczaj wystarczy rejestracja online poprzez wypełnienie odpowiedniego arkusza oraz przesłanie zdjęcia potwierdzającego naszą tożsamość, po tym przychodzi nam już tylko wykonać przelew i zaczekać na zaksięgowanie ich na naszym rachunku (często to właśnie jest najdłuższa faza całej operacji). Dzięki temu właśnie w obecnych czasach każdy w ciągu paru dni może stać się traderem. Dla osób początkujących dostępne są platformy demo na których można spróbować handlu fikcyjnymi pieniędzmi na w pełni wirtualnej wersji rynku Forex.
Rynek forex w porównaniu do np. lokat bankowych czy obligacji charakteryzuje się szansą na potencjalnie szybki i wysoki zarobek – działa to jednak w dwie strony – równocześnie szybko i łatwo możemy stracić cały nasz kapitał. Jednak skąd dokładnie bierze ta cała magia rynków walutowych? Tym magicznym narzędziem jest dźwignia finansowa nazywana inaczej lewarem. Podawana jest przez brokerów w skali – zasadniczo rozpoczyna się od 1:10, przez 1:100 do nawet 1:500.
Chodzi o to, że kursy walut nie podlegają zbyt dużych wahaniom, często są to zmiany minimalne, dokładniej do czwartego miejsca po przecinku które w języku forex nazywane jest pipsem/pipsami. W praktyce przekłada się to na to, że kurs waluty w ciągu kilku dni może ulec tylko minimalnej zmianie np. z 1,2300 na 1,2340. Ale tutaj właśnie do gry wkracza dźwignia finansowa, dzięki której możemy handlować walutami mając do dyspozycji nawet relatywnie niską kwotę. Wystarczy choćby 500 zł, dzięki mechanizmowi dźwigni nawet przy tak małym wkładzie finansowym jesteśmy w stanie na tym porządnie zarobić.
Jak to działa? Ujmując to najprościej – broker po prostu pożycza Ci pieniądze na handel. Jeśli wykorzystujesz np. dźwignię o wielkości 1:200 to we faktycznym obrocie dysponujesz kapitałem o sumie 200 x 500 = 100 000 zł. Warto jednak zaznaczyć tutaj, że nie jest to do końca takie kolorowe. Brokerzy zabezpieczają się w momencie pożyczenia ci owych pieniędzy – nazywa się to depozytem, jest to procent wyznaczony przez danego brokera który na czas otwarcia pozycji zostaje zablokowany i jest swoistego rodzaju ubezpieczeniem dla twoich ruchów.
Wielkość depozytu uzależniona jest od wykorzystywanej przez nas akurat dźwigni – jeśli pomylimy się w ocenie kursu i zacznie on spadać, a kapitał przeznaczony na daną inwestycje spadnie poniżej kwoty depozytu to broker automatycznie zamyka naszą inwestycje. W wyniku zbyt dużej starty na poszczególnych inwestycjach możemy zostać również wezwani do uzupełnienia kwoty depozytu zabezpieczającego – w innym wypadu nasze fundusze przepadną.
Właśnie dzięki mechanizmowi dźwigni finansowej rynki walutowe przekonują do siebie ostatnimi czasy coraz większą rzeszę potencjalnych inwestorów. Wizja tego, że można zarabiać na minimalnych zmianach przy niedużym kapitale to z cała pewnością główny czynnik, przez który tak wiele osób próbuje swoich sił w tradingu. Jednak dobry inwestor musi zdawać sobie sprawę z jednego – to działa również w drugą stronę i równie szybko może stracić cały swój kapitał. Dlatego swoją przygodę warto zacząć właśnie od konta demo, lub po prostu niskiego kapitału i niskiej dźwigni finansowej.
Wówczas potencjalne straty nie będą aż tak mocno odczuwalne, a na pewno będą bardzo dobrą praktyką. Będzie to również dobry czas na poznani tajników analiz rynkowych i dobór odpowiedniego brokera. Z całą pewnością rynki walutowe to bardzo ciekawe zjawisko, które otwiera drogę do bogactwa nawet przeciętnemu człowiekowi bez wiedzy na temat ekonomii czy finansów, jednak wiąże się również z ogromnym ryzykiem które przy zbyt dużej chęci zysku i chciwości może okazać się dla kogoś drogą prostą do bankructwa.
Tagi: finanse, Forex, giełda, Gospodarka, inwestycje, PKB, trader, waluty
Dodaj komentarz