Badając i analizując poszczególne gałęzie przemysłu, najczęściej posługujemy się globalnymi danymi gospodarczymi, możliwymi trendami, w tym nawet giełdowymi. Na tym olbrzymim drzewie znajdziemy też takie „odnogi”, które tak oczywistej klasyfikacji umykają. By je uchwycić, potrzeba szczegółowych wytycznych. Tak jak chociażby w przypadku ceramiki dekoracyjnej, której rynek, jak rzadko który, bardzo mocno związany jest z zasobnością portfela społeczeństwa. Innych wyjątkowych kryteriów jest więcej
Michał Tabaka
Zaraz, zaraz, powoli. Przecież tak naprawdę od tego, czy społeczeństwo jest bogate, czy może raczej ubogie, uzależniony jest w pewnym stopniu każdy dział przemysłu i gospodarki. Usłyszymy to od wszystkich absolwentów uczelni ekonomicznej i trudno z tą oczywistością dyskutować. Młynek wtedy się dobrze kręci, kiedy stale coś – i najlepiej sporo – do niego wpada. A żeby wpadało, to musi być z czego. I kółko się zamyka. Czym więc charakteryzuje się pod tym względem ceramika dekoracyjna? Co ją wyróżnia rzekomo na tle innych?
Otóż, to, że owo „związanie” z portfelem potencjalnego klienta tutaj nie stoi w jednym szeregu z równie istotnymi warunkami koniecznymi do stabilności danego rynku. W przypadku ceramiki dekoracyjnej to raczej występ solo, co najwyżej w bardzo skromnym i ograniczonym towarzystwie. Innymi słowy, w rzadko której innej gałęzi przemysłu zasobność przytaczanego tutaj portfela jest tak decydująca jak w opisywanym przypadku. Mówimy jednak o w pewnym stopniu wyspecjalizowanych produktach, które nie są dedykowane raczej na szeroki target. Trzeba w tym miejscu od razu sprostować stereotyp. Nie jest tak, że porcelanowy dzbanek na kawę czy ceramiczne ozdoby łazienkowe znajdziemy i zobaczymy tylko w dzielnicach domków jednorodzinnych i to tylko tam, gdzie przed garażem stoi najnowszy twór niemieckiej lub japońskiej motoryzacji.
– Rynek z pewnością nie jest dynamiczny w górę. Raczej pasywny – analizuje Krystyna Wawrzyniak, prezes zarządu Zakładów Porcelany Stołowej Lubiana SA, jednego z krajowych potentatów w branży. Pasywność bierze się z tego, że Polacy raczej na nadmiar gotówki nie narzekają, a jak się zdarzą cudem jakiekolwiek oszczędności, to samo życie podpowiada inne potrzeby niż akurat ceramika. – Trzeba zapłacić czynsz, wydać pieniądze na lekarstwa, a do tego dochodzi spłata kredytu. Kto by choć pomyślał o zastawie porcelanowej – mówi Krystyna Wawrzyniak.
W tym miejscu dobrze porównać sytuację z tą na zachodzie Europy. Jeżeli tamtejsze społeczeństwa są bogatsze i to ma taki wpływ na rynek ceramiki, to ów rynek powinien być w lepszej kondycji niż polski. I faktycznie tak jest. We Francji, Niemczech czy krajach Beneluksu producenci wyrobów ceramicznych muszą być wyczuleni na dwie rzeczy: zagraniczną konkurencję, często obniżającą cenę, a przy okazji jakość, oraz na trendy mody. Bo to, jak podkreślają znawcy tematu, drugie wyjątkowe kryterium tego specyficznego rynku.
O konieczności zwracania uwagi na zawirowania modowe wiedzą też doskonale polscy producenci. Nie tylko potentaci. Ci mniejsi może nawet bardziej, wszak u nich krótkie serie tym bardziej stanowią siłę dochodu niż produkcje hurtowe. – Jeszcze 5–10 lat temu nikt u nas nawet nie myślał o porcelanowych pojemnikach na kawę. Ale przyszła taka moda i na polskich stołach też takie produkty się znalazły. To z kolei powoduje, że obecnie naszego rynku aż tak źle nie oceniamy. Oczywiście, mogłoby być lepiej, nawet zdecydowanie lepiej. Ważniejsze jednak, że są perspektywy, by tak się stało. Porównując zaś z sytuacją jeszcze sprzed kilku czy nawet kilkunastu lat, trzeba uczciwie stwierdzić, że jest lepiej. Otwarcie na rynki międzynarodowe to przecież oczywista wartość dodana – twierdzi Liliana Turczyn z KepkaGroup, firmy rodzinnej specjalizującej się m.in. w produkcji ceramiki użytkowej i reklamowej.
Pora na przedstawienie kolejnego kryterium – wyznacznika dla rynku ceramiki dekoracyjnej. Związany jest z jednej strony zasobnością naszych portfeli, a z drugiej: z naszym stylem życia. – Chyba większość z nas może powiedzieć, że spotkań rodzinnych u niego na przestrzeni ostatnich lat jest coraz mniej. Bynajmniej nie z powodu, że więzi rodzinne bardziej się poluzowały. Tu decydujący jest właśnie styl życia. Często kończymy prace w późnych porach popołudniowych albo nawet wieczornych. Stresów i zmartwień nam absolutnie nie ubywa, a wręcz odwrotnie. Czasu na odsapnięcie rzeczywiście jest mniej niż było kiedyś – uważa prezes Lubiany SA Krystyna Wawrzyniak.
Tutaj na chwilę musimy zahaczyć o inny temat. Rzecz dotyczy psychologii społecznej. Baczniejsze przyjrzenie się nam samym na tle ostatniego ćwierćwiecza, czyli od czasu, kiedy realnie możemy mówić o społeczeństwie demokratycznym, i porównanie nas z europejskimi nacjami, które też przez podobne przemiany przechodziły tylko kilkadziesiąt lat wcześniej od nas, jasno wskazuje, że przed Polakami jeszcze kawał drogi do przebycia. Widać to i zarówno w spojrzeniu na ustrój państwa czy instrumenty demokracji bezpośredniej, jak i w zachowaniu stricte społecznym, w tym w relacjach międzyludzkich, także rodzinnych.
To jakby – w kolokwialnym skrócie – etap społecznej ewolucji. Jego przejście koniec końców wywinduje nas na inny poziom, co powinno mieć przełożenie chociażby na rynek ceramiki dekoracyjnej. Socjologowie raczej zgodnie uważają, że to jeszcze potrwa, do czasu całkowitej wymiany pokoleniowej. Ale potencjalni beneficjenci tej społecznej zmiany – np. producenci ceramiki – wieszczą bardziej krótkotrwałe prognozy. – Pewne rzeczy wrócą i to szybciej niż nam się wydaje – przekonuje Krystyna Wawrzyniak. – To nie oznacza, że znowu jak kiedyś bardzo często będziemy gaworzyć na rodzinnych obiadach, ale jednak zdecydowanie więcej Polaków widać na przykład w restauracjach. Wychodzimy na zewnątrz, do innych ludzi – dodaje.
– Ludzie coraz więcej też widzą w telewizji, w Internecie. I śledzą modowe trendy, więc potrzeby tego rodzaju będą się pojawiać, nie mamy żadnych obaw. Tak, jak chociażby w przypadku figurek ceramicznych, które obecnie – można powiedzieć – przeżywają drugą młodość. Teraz dotyczy to zwłaszcza Niemiec, ale i do nas „przyjdzie” za jakieś pół roku – przewiduje z kolei Liliana Turczyn.
Warto też pamiętać, że sam rynek ceramiki ozdobnej nie jest jednolity. Inaczej wszak napiszemy biznesplan sprzedaży płytek ceramicznych, a inaczej dla porcelanowej zastawy obiadowej. Wspomniana moda zdecydowanie większy wpływ ma na zastawę. Płytki ceramiczne bardziej są związane z rynkiem budowlanym. Jeżeli ten, po latach ewidentnej zwyżki, w ostatnim czasie przeżywał ciężkie chwile, to siłą rzeczy producenci owych płytek również. Dane to potwierdzają: regres w budowlance jeszcze w 2013 roku spowodował spadek sprzedaży płytek ceramicznych o 10 proc. Nie zmienił tego fakt, że Polska jest czwartym producentem płytek na Starym Kontynencie – po Włochach, Hiszpanii i Turcji.
Koniec końców w przypadku analizowania tego rynku nie uciekniemy także od międzynarodowych zawirowań politycznych, zwłaszcza tych na Wschodzie, z prezydentem Rosji na czele. To nie wpływa dobrze ani na producentów, ani na konsumentów. Rynek ceramiki dekoracyjnej jawi się nam więc jako zgrabna, nawet bardzo ładna łódź, na którą wieją z różną siłą i z różnych kierunków wiatry. Ustabilizowanie jej i proste prowadzenie to nie lada sztuka. Trzeba popisać się nie tylko znajomością biznesowych prawideł. Liczy się intuicja i umiejętność przewidywania. Do tego dochodzi konieczność bardzo szybkiego reagowania na pojawiające się uskoki.
Dobrze, że naszych producentów nie opuszcza optymizm. Mają swoje plany, nie boją się przyszłości, a przy okazji dosyć mocno stąpają po ziemi. Na inne rzeczy nie do końca mają wpływ. Lepiej więc im zaufać, że jeszcze będziemy się częściej spotykać, czy to w gronie rodziny, czy przyjaciół i znajomych. I wtedy faktycznie niech nam umila czas porcelana. Najlepiej polska.
Tagi: ceramika, ceramika ozdobna, ceramika użytkowa i reklamowa, KepkaGroup, Krystyna Wawrzyniak, Liliana Turczyn, Lubiana SA, Polska porcelana, porcelana, Zakład Porcelany Stołowej Lubiana SA
Dodaj komentarz