logo
logo
logo
logo
Długi branży budowlanej

Branża budowlana o krok od kryzysu?
Opublikowano: 25 lipca 2018

Długi branży budowlanejDługi branży budowlanej wzrosły w 2017 roku o ponad 400 mln złotych. Mimo iż na każdym kroku widzimy maszyny budowlane, to eksperci alarmują, że jeśli nie zostaną podjęte stosowne kroki, wkrótce wiele przedsiębiorstw zbankrutuje.

Żurawie, koparki, betoniarki i walce to maszyny, które w ostatnich latach wtopiły się w krajobraz Polski. Czasami wystarczy wyjrzeć przez okno, by dostrzec wielki plac budowy. Tu powstaje biurowiec, tu kolejne osiedle mieszkaniowe, a tutaj nowa droga. Firmy budowlane z pewnością nie narzekają na brak pracy.

Wbrew temu co mogłoby się wydawać, nie jest to równoznaczne z tym, że branża przeżywa okres prosperity. Obecna sytuacja jest przejściowa. Co więcej, ogromna liczba kontraktów nie zawsze musi być korzystna i – niestety – coraz częściej zamówienia stają się problemami. Eksperci ostrzegają – już wkrótce może czekać nas powtórka z 2012 roku, kiedy budowlane boom, spowodowane Euro w Polsce i na Ukrainie, doprowadziło do fali bankructw firm z tej gałęzi gospodarki.

Turniejowe szaleństwo

To, co kilka lat temu postrzegane było jako błogosławieństwo, bardzo szybko stało się przekleństwem. W kwietniu 2007 roku ogłoszono, że Euro 2012 odbędzie się m.in. w Polsce. To rozpoczęło inwestycyjny efekt domina. Powstawały stadiony, drogi, hotele, dworce kolejowe czy lotniska. Przez 5 lat kraj był w remoncie. Opłacało się prowadzić działalność w branży budowlanej.

Tłuste lata były jednak nierozłącznie związane z przygotowaniami do mistrzostw. Rok 2012 okazał się dla budowlanki tragiczny. Co czwarte przedsiębiorstwo ogłaszające wówczas upadłość działało właśnie w tym sektorze. Sytuacja wywróciła się do góry nogami. Jeszcze kilka lat wcześniej zapotrzebowanie na usługi budowlane było tak ogromne, że to zleceniobiorcy mogli dyktować warunki. Po turniejowej gorączce sytuacja zmieniła się o 180*. Firmy podpisywały umowy, na które jeszcze kilka lat temu nie zwróciłyby uwagi. Teraz ważniejsze od zysku było przetrwanie.

Powtórka z rozrywki?

Mimo iż 6 lat później nie mamy za sobą organizacji żadnego wielkiego przedsięwzięcia, to sytuacja jest podobna. Każda gałąź gospodarki charakteryzuje się cyklicznością. Po wzroście musi nastąpić spowolnienie, po którym znowu mamy do czynienia z przyśpieszeniem. To przyśpieszenie właśnie się kończy, na co zwracają uwagę osoby związane z budowlanką. Zwiastuny kryzysu są aż nadto widoczne. W 2017 roku zadłużenie tego sektora wynosiło 4,27 mld złotych. Było zatem o 420 mln większe niż przed rokiem.

Problem nieuregulowanych zobowiązań dotyczył prawie 32 tys. firm, a średnia wartość należności wynosiła ponad 134,1 tys. zł. To ostatni dzwonek, by uniknąć masowych upadłości. Mogłoby się wydawać, że wszystko idzie świetnie – produkcja budowlana przyśpiesza, a firmy nie wyrabiają się z realizacją inwestycji. To jednak tylko pozory.

Skąd te kłopoty?

Co takiego stało się jednak w ubiegłym roku, że sytuacja zaczęła się komplikować? W minionym roku wzrosły ceny materiałów. Coraz mocniej dawał się we znaki brak pracowników. I jeden, i drugi aspekt był czymś oczywistym. Koszty komponentów były przecież powiązane z prawem popytu i podaży (wzrost zapotrzebowania na produkt sprawia, że rośnie jego cena).

Wykonawcy uwzględniają ten czynnik w podpisywanych umowach. Tym, co przerosło wszelkie oczekiwania była skala podwyżek. Dość powiedzieć, że ceny najpopularniejszych materiałów w budownictwie mieszkaniowym wzrosły nawet o 30 proc.! To musiało odbić się na kondycji całego sektora. Przedsiębiorcy, by uniknąć powtórki sprzed kilku lat, chcą, by rząd wprowadził zmiany w prawie, które umożliwią im waloryzacje realizowanych kontraktów. Aktualnie wiele z nich przynosi po prostu straty. Firmy chcą, by ich wynagrodzenie wzrosło w takim samym stopniu, jak ceny materiałów.

Umowa zobowiązuje? Niekoniecznie

Dochodzimy do miejsca, w którym ktoś powie: „skoro firmy zgodziły się na takie warunki, to same są sobie winne i powinny się z nich wywiązać”. To nie do końca takie proste. Po pierwsze, wspomniana już skala podwyżek. Po drugie, firmy z branży budowlanej są ze sobą ściśle powiązane. Upadek jednej może odbić się na sytuacji kolejnej. Może wystąpić zatem efekt domina – było to aż nadto widoczne właśnie 6 lat temu, gdy upadek jednej firmy pociągał za sobą bankructwo kolejnej. Po trzecie, kary umowne za niewywiązanie się z realizacji projektu wynoszą najczęściej 10 proc.. Jeśli szacowane straty są większe, to – z punktu widzenia przedsiębiorcy – bardziej opłacalne jest zejście z budowy.

To z kolei olbrzymi problem również dla zleceniodawcy, który zostaje z niewykonaną inwestycją, musi szybko szukać kolejnej ekipy, która z pewnością nie zgodzi się na obowiązujące kilka lat wcześniej stawki. Finansowa rekompensata w obliczu niezrealizowanej inwestycji i goniących terminów to żadna rekompensata. Znalezienie kompromisu potrzebne jest więc każdej ze stron. W niedługim czasie okaże się czy wyciągnęliśmy błędy z niedalekiej przeszłości, czy czekać nas będzie kolejny kryzys.

Tagi: , , ,

Udostępnij ten post:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.


Powiązane treści

Lakierownie

Lakierownie nietypowych kształtów – wyz...

Lakierowanie tworzyw sztucznych oferuje liczne korzyści i zastosowania...
leasing paneli fotowoltaicznych

Panele fotowoltaiczne w ramach leasingu...

W erze rosnącej świadomości ekologicznej i dynamicznego rozwoju techno...
ETF

ETF SP500 – gdzie kupić?...

Dla inwestorów to główny element portf...
Dewalt

Dlaczego warto zainwestować w narzędzia Dewal...

Coraz więcej profesjonalistów i amatorów majsterkowania stawia...